wtorek, 30 lipca 2013

Bubel #4 - Essence 4w1 cleasing gel...

Co by nie było za słodko, że niby wszystko mi się podoba - przedstawię Wam dziś bubla - z jakim męczyłam się ostatnich kilka dobrych miesięcy.
Mowa o wielofunkcyjnym produkcie do pielęgnacji twarzy od firny Essence. Myje, nawilża, matuje peelinguje, może być także maską do twarzy. 
 Kosmetyk ten poleciła mi konsultantka w SuperPharm, gdy poprosiłam o polecenie czegoś nowego do mycia buzi. Produkt kosztował ok. 12 zł.
Producent podaje:
Krem-żel do mycia twarzy 4w1 - wielofunkcyjny krem do mycia twarzy efektywnie oczyszcza skórę i pory z zanieczyszczeń.  pozostawia skórę nawilżoną i matową. dzięki specjalnej formule ten krem do twarzy to także peeling i maska w jednym!
Gdy pierwszy raz użyłam produktu twarz zaczęła mnie niesamowicie piec. Pomyślałam, że może mam uczulenie, na któryś ze składników, stwierdziłam więc, że wymienię się na ten produkt z kimś. Nie cieszył się on jednak zainteresowaniem, a nie chciałam by się zmarnował, postanowiłam zużyć go całkowicie.
Zacznę może od tego, że konsystencją, przez swą gęstość kojarzy mi się z k... tzn. źle mi się kojarzy... Produkt jest gęsty, zbity, ciężko się go aplikuje przy każdej z możliwych opcji do wyboru (jako krem do twarzy, maska, czy inne...).
W kwestii obietnic złożonych przez producenta - powiem Wam szczerze, że dawno takiej szmiry nie czytałam na etykiecie... Odpowiednią taktyką byłoby dołożenie słowa NIE, przed każdą z funkcji jaką ma spełniać ten produkt, "efektywnie NIE myje, NIE oczyszcza, NIE matuje, i NIE WIEM co jeszcze..."
Reasumując, po raz kolejny przekonałam się, że to, co jest do wszystkiego, jest do niczego i szkoda tracić czas na wielozadaniowe produkty. Intensywny zapach (mimo,że jestem zapachowcem) był męczący, drażnił, a produkt nie zdał egzaminu z żadnej z czterech płaszczyzn. W ostatecznym rozrachunku chciałam zużyć go, jako piling do ciała, ale i tutaj użytkowanie go nie było przyjemne.
Produkt nie zasługuje wg mnie na uwagę - w osobistej skali ma u mnie 0/5.

A Wy natrafiłyście ostatnio na jakiegoś kosmetycznego gałgana? Co odradzacie kupić?
PODPIS

poniedziałek, 29 lipca 2013

Gdzie jestem jak mnie nie ma...



Czy Wy też macie swoje ulubione miejsce, które jest dla Was punktem odcięcia się od wielkomiejskiego zgiełku? Bezpieczną przystanią, niekoniecznie babską?
Oczko, w głowie Taty:)
Moją oazą spokoju jest na co dzień mój domek, jednak w letnim sezonie relaksuje się, odpoczywam, zbieram myśli (m.in. te na nowe posty) i regeneruje siły po tygodniu pracy na działce. 
Urodzajne, działkowe menu wg Mamy
To niby tylko kawałek trawy za miastem, parę krzaków, drzewek…  Tylko, albo aż własna trawka, po której można chodzić na boso (ostrożnie, by nie nadepnąć na minę;)) własne drzewa, krzaki, z których można konsumować sezonowe  owoce (o ile się je ma;) 

Otwarta przestrzeń, gdzie żaden zwierzak Ci nie straszny. Naokoło znajome twarze, sąsiadów, znajomych, bez których kiełbaska z grilla i zimne piwo, nie smakuje tak samo :)
Kochamy wszystkie zwierzątka, małe i duże ;)
Macie taką przystań? 
A może to nie miejsca, a ludzie czynią takie miejsca piękniejszymi?
 ***
Melancholijnym akcentem życzę Wam dobrego tygodnia.
Ja obecnie uprawiam leżing, smażing i plażing, jednak powinnam tu czasem zaglądać.

Ściskam
PODPIS

piątek, 26 lipca 2013

A na włosach srebrna perła, czy też szlachetny pył - koloryzacja farbami Joanna Naturia Color...

Hej ho,
do tej notki zabierałam się równo miesiąc czasu. Poprzednia koloryzacja odbyła się dokładnie miesiąc temu, jednak zdjęcia były słabej jakości. Dziś wszystko wygląda korzystniej, dlatego też zapraszam do lektury, o mojej nowej miksturze, do odświeżania koloru włosów, która na tyle mnie oczarowała, że sięgnęłam po nią drugi raz z rzędu, co rzadko się zdarza.
Mowa o jednych z najtańszych farb do włosów - Joanna Naturia Color.
Już kiedyś pokazywałam Wam efekty farbowania kolorem SZLACHETNA PERŁA <klik>. Srebrny pył także nie jest mi obcy, jednak powyższe kolory w pojedynkę, na dłuższą metę mnie znudziły. Spróbowałam więc połączenia tych dwóch farb - tworząc efekt srebrnej perły, czy też szlachetnego pyłu ;)
W kwestiach technicznych - nic się nie zmieniło. W zestawie znajdziemy farbę, 9% utleniacz w kremie, rękawice oraz instrukcję obsługi - brak odżywki do włosów po koloryzacji rekompensuje atrakcyjna cena - niecałe 5zł, w mniejszych drogeriach.
Miksturę zawsze przygotowuję w plastikowej miseczce. Na odrostach farbę trzymam 25-30 min + 5-7 min. malaksowania (czyli trzymanie na całej długości włosów mydlin z farbą po lekkim spłukaniu produktu).
Odrost to jakieś 1-1,5 cm nieszczęścia. Na zdjęciach dostrzec można jak wygląda kolor po miksturze Joann - po upływie miesiąca.
Po farbowaniu kolor jest odświeżony, odrosty ładnie, równomiernie pokryty.
Zdjęcia są z wczoraj, więc dostrzec można jeszcze lekką, fioletową poświatę, która spłukuje się z przy kolejnych myciach (to sprawka srebrnego pyłu). Mnie ten "efekt uboczny" nie przeszkadza, bo wiem, że za kilka dni, nie będzie go w ogóle.
Rezultaty, jakie osiągnęłam tymi farbami satysfakcjonują mnie w 100%. Łączny koszt farbowania to 10 zł - a radość z efektów - bezcenna;) Miks farb Joanna zasłużył na piątkę, w moim osobistym rankingu.
***
Czy moje blogowe Blondynki znalazły, jak ja swojego koloryzacyjnego ulubieńca? A może znacie jakąś nowość godną polecenia? Chętnie dowiem się czegoś od Was.
Udanego, hot weekendu:)
PODPIS

poniedziałek, 22 lipca 2013

A na paznokciach lakiery holograficzne...

Lubię nowinki paznokciowe, jednak, gdy zobaczyłam w buteleczkach lakiery zwane  holograficznymi stwierdziłam, że są fajne, ale na odpust, a nie do noszenia na co dzień...
Jak już wspominałam - pozory mylą - wypróbowawszy na paznokciach - wykończenie lakierów mnie oczarowało.
Nie jest to lakier brokatowy, - określiłabym go jako miks mocno zmielonych, kolorowych, mieniących się w słońcu drobin, dający efekt plomb gwarancyjnych (takich nalepek z kaset magnetofonowych, świadczących o oryginalności:)
Kolor, w zależności od padania światła mieni się na miliony barw - w słońcu wygląda jednak najkorzystniej.
Dostępność sklep stacjonarny/internetowy Allepaznokcie. Nie wiem, czy inne marki posiadają ten rodzaj lakierów.
Ten manicure trzymał mi się na paznokciach ok 5 dni. Dwie warstwy dokładnie pokryły płytkę, dając poniższy efekt. 
Pojemność 15 ml/14,90 zł - szkoda, że nie można kupić mniejszych buteleczek, w mniejszej cenie.
W ostatecznej ocenie - lakiery holo mają u mnie 4/5 punktów.

Wystąpili:
  • base coat: odżywka 8w1 Eveline
  • lakiery holo nr 2,3
  • top coat: essie got 2 go
A Wy co dziś macie na pazurkach?
Co sądzicie o holograficznych paznokciach?

Miłego tygodnia.
Całuję.
PODPIS

wtorek, 16 lipca 2013

A na obiad kurczak z ryżem nieco inaczej...

Czy i Wam czasem towarzyszą dylematy w stylu co na obiad? Jako piersiożerczyni przedstawię Wam dziś moją wariację obiadową. Danie zatytułowałam jakże zaskakująco:

Czas przygotowania: max 1h
 
Składniki:
  • pierś z kurczaka
  • saszetka brązowego ryżu
  • serek mascarpone
  • dowolne przyprawy
    (przede wszystkim curry i ostry sos/papryczka chili/tabasco - w zależności od upodobań)
  • dowolne warzywa
Poziom trudności: łatwe
Koszt: umiarkowany

Na początku zajmujemy się mięskiem - kroimy w małe kawałki, dodajemy ulubionych przypraw - w mojej misie znalazł się: sos sojowy, czosnek niedźwiedzi, curry, kilka kropli tabasco, ok. 2 łyżek tajskiego sosu chili, ostra przyprawa do kurczaka. Mieszamy, wstawiamy do lodówki, do przegryzienia.

Następnie gotujemy ryż - brązowy, bo zdrowszy, jednak gotuje się 30 min., więc lepiej zająć się nim odpowiednio wcześnie.
Kolejno kroimy drobno ulubione warzywa - ja zdecydowałam się na bakłażana, czosnek, cebulkę, paprykę oraz kawałek pomidora - co by było kolorowo na talerzu.
Warzywa wrzucam kolejno na patelnie podsmażając je na łyżce oleju rzepakowego.
Gdy warzywa nabierają rumieńców, a ryż od 25 minut nabiera mocy - odcedzam go i wrzucam na woka. Mieszam.

Na oddzielnej patelni, również na przysłowiowej łyżce rzepakowego smażę mięso. Pierś szybko nabiera kolorów, więc po uzyskaniu odpowiedniej "opalenizny" dorzucam pękatą łychę serka mascarpone - mieszam.
Nie zapominam jednak o ryżu z warzywami - też go kontroluję;)

Tak naprawdę wszystko idzie gładko i spójnie - gdyby mięso było zamarynowane dzień wcześniej, a zamiast brązowego ryżu byłaby kasza gryczana/kuskus, czy biały ryż, to czas przygotowania tego posiłku skróciłby się o połowę, ale co kto lubi.

Gotowe danie wygląda następująco:
Moim kubkom smakowym odpowiada w 100% - szybko, zdrowo, kolorowo - czyli to, co lubię najbardziej.
A Wy co pałaszujecie najczęściej w urodzajnym w warzywa sezonie? Macie ochotę na inne alternatywy obiadowe w moim wykonaniu? (nie zapominacie, że nie znajdziecie tu dań na miarę Gordona Ramzeja, czy Najdżeli Lołson)

Smacznego!

PODPIS

czwartek, 11 lipca 2013

Zakupy apteczne - Avene, Biotebal 5, La Roche Posay, witaminy, Vichy...

Jak przystało na hipochondryczkę, moja kosmetyczka z lekami jest jeszcze szersza, niż ta z kosmetykami. Lubię być po prostu przygotowana na każdą ewentualność - jednak, gdy przychodzi co do czego, nie mam nawet jednej pastylki na ból głowy:/
Tym razem wizyta w aptece miała na celu zakup głównie kosmetyków pielęgnacyjnych, tych polecanych do cer wrażliwych, problematycznych (czyt. mojej), a korzystając ze sposobności nabyłam inne, ulubione różności do faszerowania się.
Zatem od początku:
Witamina B1 - kupuję ją co roku, w okresie letnim - po co? By przestrzec się przed okrutnymi komarami, które atakują z każdej strony. Już po tygodniu łykania choćby jednej tabletki dziennie skóra zaczyna specyficznie pachnieć - trochę jakby słodko, a komary najwidoczniej nie lubią słodyczy:))
Moja wit. B1 ma 3 mg - mocniejsze dawki są już na receptę. Można też zakupić komplet witamin B, mają one bowiem takie samo działanie. 
Odkąd zażywam tę witaminę nie mam ani jednego bąbla, komary siadają, ale nie mają na mnie ochoty;)
Biotebal 5 - nie wiem, czy muszę go tutaj jeszcze przedstawiać? Moja ulubiona kuracja regeneracyjna do włosów - tym razem w nowym opakowaniu. 5 mg zawartość biotyny w tych tabletach - to najwyższa dawka, jaką można dostać w aptecznych suplementach, a biotyna to źródło, odpowiedzialne za prawidłowe funkcjonowanie skóry oraz włosów - jeśli więc, któraś z Was boryka się z problemem wypadania włosów, łamliwością paznokci, czy pogorszeniem stanu ceru - być może doskwiera Wam niedobór biotyny.
Otrivin - skusiłam się na ten produkt po rekomendacji znajomych - pomaga zatkanym nosom, alergikom, a także chorowitkom. Dozuje się go poprzez wtryśnięcie do nosa - niestety kropelki, często wpadają do gardła, a tego bardzo nie lubię - nie mniej - działa natychmiast.
Vichy Capital Soleil - emulsja ochronna matująca do twarzy SPF 50+ 50 ml - po przetestowaniu próbki - z polecenia jednej z Blogerek - zakochałam się - krem idealny do twarzy, nie tylko matuje, ale i chroni buzię przed słońcem, a także stanowi dobrą bazę pod makijaż - krem pretendujący do miana osobistego KWC.
La Roche Posay - Effaclar duo krem - 40 ml - preparat zapobiegający powstawaniu zmian trądzikowych, eliminujący niedoskonałości, odblokowujący pory.
Kolejne opakowanie -  skutecznie działającego kosmetyku aptecznego.
Korzystając z możliwości zakupiłam także miniaturki kosmetyków pielęgnacyjnych, które świetnie sprawdzają się w podróży, na urlopie, a i cenę mają zwykle bardziej przystępną, aniżeli pełnowymiarowe opakowania.
Avene, płyn micelarny 2x25 ml - do przemywania, twarzy, lekkiego demakijażu.
Vichy, woda termalna 50 ml - doskonale sprawdza się w upalne dni, do odświeżenia facjaty.
La Roche Posay - oczyszczająca pianka do twarzy - bardzo lubię różnej maści pianki do buzi - tej jeszcze nie miałam - chętnie ją sprawdzę;)
W gratisie wciśnięto mi jeszcze kosmetyczkę, świetnie sprawdzi się na plaży :) ach te gratisy...
Zakupy robione były przeze mnie lub bliskich, w aptekach stacjonarnych/internetowych z odbiorem osobistym w Łodzi. Ceny w Waszych aptekach mogą się ZNACZNIE różnić (z dnia na dzień) - polecam korzystać z wyszukiwarek cenowych - OKAZJA to moje drugie imię:).

*Przed zażyciem jakiegokolwiek lekarstwa przeczytaj ulotkę, bądź skonsultuj to z lekarzem lub farmaceutą - co by sobie nie zaszkodzić.

Jeśli chciałybyście poznać moje (nieco dłuższe) zdanie na temat, którejś pokazanej rzeczy, to dajcie znać.

***
A Wy lubicie robić zakupy w aptekach? Może znacie jeszcze jakieś fajne kolorowe tabletki, które mogłybyście mi polecić:))
Całuję.
Hipochondryczka...
PODPIS

poniedziałek, 8 lipca 2013

A na paznokciach... cukrowa posypka - GR Holiday nr 66

Dzień dobry. Wypoczęłyście po weekendzie? 
Nie ma to jak rozpocząć kolejny tydzień z nowym kolorem na paznokciach. Kolor, w którym się zakochałam. Połączenie różu, brzoskwini - lekko neonowe - mix idealny.
Lakier, który nie schodzi z moich paznokci to lakier marki Golden Rose z serii lakierów "piaskowych" - imitujących efekt cukrowej posypki, w numerze 66.
Tradycyjny, niegruby pędzelek, nie sprawia problemów w aplikacji. Lakier wysycha bardzo szybko.
Cena lakieru 12,90/11,3ml.
Gdy zobaczyłam "piaskowce" na innych blogach, stwierdziłam, że to kolejne paskudztwo, które wraz z zamszowymi paznokciami (które pokazywałam tu KLIK) są wg mnie nieładne i szpecące. Nie wytrzymałam - zakupiłam lakier, zobaczywszy kolor na żywo.

Pomalowałam paznokcie, radośnie dodając na koniec top coat (utwardzacz-nabłyszczacz i przyspieszacz wysuszania w jednym) - efekt był jeszcze gorszy niż się spodziewałam - oczywiście z mojej winy,  bo nie doczytałam, że piaskowce dają matowe wykończenie.

Okazało się, że bez nabłyszczania lakier wygląda na prawdę nieźle - może "cukrowa posypka" nie jest moim ulubionym wykończeniem, jednak kolor 66 - polecam na opalone łapki i stopy - wygląda świetnie.

Przyznaję bez bicia, że kolor ten zawrócił mi w głowie - na pewno pojedzie ze mną na wakacje! Kolejny raz także udowodniłam samej sobie, by nie oceniać i nie skreślać danej rzeczy przy pierwszym podejściu:) Co prawda nie zdecyduję się na kolejnego piaskowca, ale JUŻ nie żałuję, że zdecydowałam się na ten o numerze 66;)
 ***
Gdyby jednak, któraś z Was zauważyła podobny kolor z tradycyjnym wykończeniem - będę wdzięczna za znak!
Babeczkę? :)

Ściskam.
PODPIS