piątek, 30 marca 2012

Madziella i mięsiste babeczki

Ponieważ lubię eksperymenty kulinarne M. wiedziała co robi podsyłając mi nietrudny pomysł na alternatywę dla potraw z mięsa mielonego.

Szybkie danie, na przygotowanie której potrzebujemy 30-40 minut.

W kwestii produktów podstawą jest mięso mielone, "(indycze, wieprzowe - jak wolisz) "jakieś" warzywa i żółty ser - cała reszta to Twoja inwencja twórcza. Ja lekko zmodyfikowałam przepis, przedstawię więc swoją wersję.

Pół kilo mięsa mielonego wrzucamy do miski, doprawiamy wg upodobań, ja dorzuciłam dwie łyżki otrębów pszennych i jedno jajko, by wsio ładnie się kleiło. Odstawiamy na bok czy do lodówki, by przyprawy się zespoiły i zabieramy się za farsz.

Warzywa są już coraz smaczniejsze, więc mamy w czym wybierać. Mój farsz będzie przede wszystkim cebulowo - pieczarkowy.
Kroimy więc cebulkę w drobną kostkę, wrzucamy na rozgrzany tłuszcz, podsmażamy do zarumienienia.




Autorka przepisu dorzuciła białą kiełbasę do smaku, ja takowej nie miałam więc dokroiłam jedną malutką kiełbaskę drobiową (gdy mięso także mamy drobiowe, lepiej dodać coś wieprzowego, czy cielęcego, by smak się odróżniał).

Dla urozmaicenia smaku dodajemy  łyżkę koncentratu pomidorowego oraz ulubione przyprawy dla smaku.
Ja lubię ostrości, to też poza pieprzem ziołowym, czerwoną słodką papryką, oregano, czosnkiem dodałam łyżeczkę Sambal Olelek - na serio ostry sos:))

By farsz nabrał koloru skroiłam połowę papryki czerwonej i zielonej, wszystko razem mieszając.


Na koniec cały farsz przykrywamy wcześniej skrojonymi pieczarkami i podduszamy je pod przykryciem ok. 7-10 min.

Należy pamiętać, by pod koniec wspomnianego czasu przemieszać nasz farsz, bo jednak MOŻE się przypalić :)



Gdy farsz stygnie przygotowujemy tackę na babeczki, smarując ją tłuszczem (margaryna, smalec), by mięsne babeczki nie przywarły i by wygodnie się je wyjmowało.





Zabieramy się za formowanie babeczek, najlepszym rozwiązaniem będzie formowanie kulek, (mniej więcej duża, mięsista łyżka) a potem spłaszczanie ich i wkładanie na tackę, formułując na gniazdka.





Następnie, sowicie nakładamy nasz przestygnięty farsz i wkładamy do uprzednio rozgrzanego do 220 stopni piekarnika na ok. 15 - 20 min.







Po upływie danego czasu wyjmujemy na chwilę babeczki i na ich wierzch nakładamy starty żółty ser, albo drobne plasterki. 
Gdy ser się rozpuści wyjmujemy babeczki i danie gotowe! 
Czyż nie proste?


Babeczki można podać z czosnkowym chlebkiem, frytkami, jakąś pyszną surówką/sałatką albo samoistnie :)



 Z doświadczenia wiem, że na następny dzień, gdy wszystkie składniki się zespoją  mięsiste babeczki smakują jeszcze lepiej.


Bon Appétit  ! :)


czwartek, 29 marca 2012

Moja WŁOSka historia cz. II - pielęgnacja

Kontynuacja mej WŁOSkiej sagi tyczyć się dziś będzie pielęgnacji. To chyba będzie jeden z najdłuższych postów, mojej blogowej karierze, nie dziwcie się więc, że pisanie go zajęło mi ponad tydzień :)
Kosmetyków typu maski, odżywki, olejki do włosów przerobiłam mnóstwo i wciąż mi mało, szukam tego the one and only :).
Po wielu latach testów wiem, że z produktami drogeryjnymi ciężko mi się zaprzyjaźniać. Sięgam więc głębiej, po te profesjonalne. Przede wszystkim przoduje firma L'Oreal ze swoimi różnorakimi seriami, a także Biovax, Farouk, a od niedawna także Aussie oraz inne.
Lista produktów, z którymi się jeszcze nie zapoznałam jest krótsza. Marzy mi się American Cream od Lush, który zdobył sławę dzięki urodowym kanałom YouTube. Przyznam się też, że ze skąpstwa, bądź z rozsądku nie próbowałam nigdy produktów Kerastase. Zżera mnie ciekawość - fakt, ale półka cenowa jest zbyt wygórowana.
Do dzieła:
Odżywki, to szybki sposób na pielęgnację włosów tuż po oczyszczeniu ich szamponem. Nie trzeba ich trzymać niemiłosiernie długo na głowie, zwykle ładnie pachną i można znaleźć dla siebie taką, jaka najbardziej będzie służyć naszym czuprynom. Wygładzająca, chroniąca kolor, dodająca blasku, objętości, regenerująca...
Moje włosy bez odżywki w ogóle ze mną nie współpracują. Powstaje jeden wielki kołtun i nie da się ich rozczesać. Preferuję odżywki do spłukiwania, ostatecznie, jak się baaardzo spiesszę w spray'u - bez spłukiwania, lecz jednak za często staram się w ten sposób nie obciążać moich włosów.
Będąc na wyjeździe, na wakacjach łatwiej nałożyć na 2-3 minuty odżywkę, niżeli chodzić w turbanie przez pół godziny z maską, czy innym wynalazkiem - od tego mam weekendowe SPA domowe :)

Znalazłam w sieci miniprzewodnik dla laików, którzy chcieliby rozpocząć dopiero swą WŁOSką przygodę rozpieszczając swe czupryny.

"Pielęgnacja krok po kroku:
- Nie aplikuj zbyt dużej ilości kosmetyku.
Im mniej, tym lepiej. Nadmiar odżywki może obciążyć włosy i utrudni spłukanie. Kosmetyk nie powinien wyciekać ci z dłoni.
- Przerzuć włosy do przodu,
 a będzie ci łatwiej zacząć nakładanie odżywki od końcówek. Powoli i stopniowo rozprowadzaj ją na całej długości włosów. Najwięcej odżywki nanieś na zniszczone partie.
- Nigdy nie wcieraj odżywki w skórę głowy,
 aby nie wywołać podrażnienia, łojotoku czy łupieżu. Do wcierania służą inne preparaty.
- Uważaj, aby odżywka nie dotykała skóry twarzy.
Może bowiem przyczynić się do powstania reakcji alergicznych i trądziku. Spłukuj ją zawsze do tyłu, w kierunku pleców.
- Przetrzymywanie dłużej odżywki
do spłukiwania nie zaszkodzi włosom, ale też nic im nie da. Czas określony na opakowaniu jest wystarczający, by włosy wchłonęły wszystkie niezbędne im składniki. Więcej naprawdę nie będą w stanie.
- Jeśli masz włosy cienkie i delikatne,
 a jednocześnie zniszczone, zastosuj dwuetapową pielęgnację. Odżywkę regenerującą wetrzyj w końce, a od nasady aplikuj odżywkę zwiększającą objętość.
- Twoje włosy są zniszczone po trwałej lub farbowaniu?
Na całej długości rozprowadź odżywkę odbudowującą, którą spłuczesz, a same końce dodatkowo wzmocnij odżywką bez spłukiwania.
- Przetłuszczają się u nasady?
Wydzielanie sebum ureguluje odpowiedni szampon. Odżywki stosuj tylko na same końce.
- Jeżeli twoje włosy się plączą,
 przeczesuj je podczas nakładania odżywki. Uważaj, aby nie dotykać skóry głowy.
- Nie funduj włosom
silnego odżywienia przed wielkim wyjściem. Staną się ciężkie i nie będą chciały się układać."

Źródło

Na pierwszy ogień, coś dla rasowych blondynek -  niebieska odżywka SCANDIC LINE, wypłukująca żółtą poświatę z włosów siwych i blond. 1000 ml produkt w cenie nie wyższej niż 15 zł, z wygodną pompką, polecam jak najbardziej. Spełnia swoje zadanie, przyjemnie pachnie i jest bardzo wydajna. Gdy kończy mi się niebieski szampon zawsze mam tę niekończącą się odżywkę, a przy połączeniu szamponu z odżywką włosy są na serio platynowe! :)


Kolej na odżywki do włosów Diplona Professional  "występowały" już na moim blogu. Produkty te dostępne są okresowo w Biedronce. Mają pojemność 600 ml za 9,90.
Linia tych produktów rekomendowana jest przez niemieckiego Mistrza Fryzjerstwa Dietera Brunneta.
Czerwona nakrętka to produkt do włosów farbowanych i rozjaśnianych "z kompleksem witamin i filtrem UV chroni włosy przed utratą koloru". Po aplikacji nie mam problemów z rozczesywaniem, ładny zapach, lekko kwiatowy pozostaje na włosach, nie jest drażniący.
Pomarańczowy korek to produkt regenerujący, przeznaczony do włosów suchych i zniszczonych. "Zawiera nawilżający Panthenol i białka pszenicy, dzięki którym włosy stają się miękkie, jedwabiste i lśniące. Nadaje włosom promienny wygląd oraz sprawia, że włosy łatwiej się rozczesują".
Skład produktu jest dość chemiczny - alkohol, parabeny :( , tak więc dla zwolenników EKO może pozostawiać wiele do życzenia.
Ja jestem zadowolona z efektów jakie pozostawia na mej głowie, dlatego gdy nie mam nic innego - sięgam po nie.

Źródło

Wiele radości sprawia mi używanie produktów z atomizerami. Łatwo, sprawnie, rachu ciachu, bez bałaganu.

Kolejny produkt, także z pompką to odżywczy balsam do włosów suchych i zniszczonych węgierskiej firmy Kallos. Oczywiście jak zwykle ja, połasiłam się na tani produkt, o dużej pojemności (1000 ml, za ok. 10-12 zł) i jak na tym wyszłam? Mam duuuuży "krem do golenia nóg"...
Zapach jest chemiczny, specyficzny dla produktów fryzjerskich, nie wiem jaką nutę zapachową mu przypisać:) nie chciałabym używać wulgaryzmów.
Producent pisze, iz balsam powoduje, że włosy stają się wzmocnione, odżywione i odbudowane, a także miękkie i gładkie. Ta jasne...
Nie polecam tego produktu dla włosów rozjaśnionych, farbowanych, nie wiem jak sprawdza się na innych włosach, może ktoś coś wie?


Trudnodostępniak, o którym teraz będzie mowa to produkt, który stworzyła australijska firma Aussie. 3 - minutowy cud:) - Aussie 3 minute miracle (hit kanałów urodowych YouTube) jest głęboko wnikająca we włosy odżywką, o bardzo fajnym, egzotycznym zapachu (kojarzy mi się z kosmetykami do opalania w solarium). Niestety jest silikonową bombą. 236 ml to koszt ok. 35 zł, dużo fakt, ale nie żałuję wydanej kasy.


Produktu używałam najczęściej w wakacje i teraz strasznie z tą porą roku mi się kojarzy. Nie robi nic nadzwyczajnego z włosami, poza standardowo zmiękczaniem ich, podbijaniem koloru włosów, ułatwia rozczesywanie i pozostawia miły zapaszek na herach.
Wersja fioletowa występuje w USA, zaś w UK dostać można białe opakowanie.


Koszt jest podobny, w granicy 30 zł za 250 ml. Moja odżywka jest z jakiejś limitowanej edycji i niestety nie pachnie tak kusząco jak ta fioletowa.Ciekawa jestem, czy ta standardowa wersja jest zapachowo taka sama?Poza tym nie różni się niczym innym, włosy są miękkie i miłe w dotyku.

Ostatnim z tej serii produktem jest jeden z nowszych nabytków włosowych, szwedzkiej firmy CeCe, dostępnej w Super Pharm. Swego czasu miałam podobną linię z jedwabiem (w błękitnych opakowaniach), bardzo ją sobie chwaliłam, biorąc pod uwagę to, że są to kosmetyki drogeryjne.
Ta seria, przebosko pachnie czereśnią (a zapach utrzymuje się na włosach przez cały dzień), ponadto przeznaczona jest do włosów farbowanych, rozjaśnianych, zniszczonych zabiegami fryzjerskimi - czyt. moje włosy.
Odżywka posiada filtry UV, chroni nasz kolor przed wyblaknięciem, a także opóźnia proces zmywania się koloru. Zawarta w produkcie keratyna, czyli naturalny budulec włosa,  ma za zadanie rekonstruować jego uszkodzoną strukturę.
Używając szamponu i odżywki z tej samej linii włosy bardzo dobrze mi się układają, przede wszystkim nie mam problemu z ich rozczesywaniem, przez co mniej wypadają.
Pojemność 300 ml - obecnie za 10 zł w promocji Super Pharm, zaś cena regularna sięga dwudziestu paru złociszy. Uważam, że warto się skusić, choćby dla samego zapachu.


***

Następna tura to odżywki do włosów w sprayu.
Jak wiadomo produkty tego typu są bardzo wygodne w użyciu, kuszą zapachem, nie trzeba ich spłukiwać. Kilka psiknięć powinno ułatwić rozczesywanie włosów, niekiedy dodać blasku i delikatnie odżywić. Więcej na ich temat raczej nie ma się sensu rozpisywać.
Posiadam 3 tego typu produkty. Używam ich wymiennie, gdy dana odżywka/maska nie wygładziła moich włosów i mam problem z rozczesaniem ich, albo gdy chcę uzyskać efekt naturalnych fal, bez jakiś usztywniających pianek czy lakierów.
Pierwszym z nich jest nawilżająca odżywka w sprayu do każdego rodzaju włosów od Avon, o bajecznym zapachu orzecha macadamia i aloesu . 125 ml kosztuje ok. 7 zł w promocji.
Stosując ją na mokre wosy ułatwia rozczesywanie, jednak przy większej aplikacji, pozostawiona do zamoistnego wyschnięcia skleja je.


CHI keratin mist od Farouk to kuracja nawilżająca i wzmacniająca do każdego rodzaju włosów.
Keratyna, ceramidy i naturalny jedwab w niej zawarty nawilżają, wzmacniają włosy, nadając im połysk i gładkość. 300 ml ok. 30 zł. Nie stwierdziłam żadnych nadzwyczajnych efektów używając tego produktu. No może poza wydajnościa, bo mam problem z jej zużyciem:)


Ostatnim "psikaczem" jest Aussie Miracle Hair Insurance - znamy się od niedawna, ale już mnie pozytywnie zaskoczyła. odżywka pachnie jak 3minutowa maska, z tej samej serii, przeznaczona jest do włosów farbowanych, nadaje im koloru i blasku, bla bla bla, jak wszystkie. Dzis użyłam jej przy układaniu włosów, do efektu tych naturalnych fal i włosy nie są w ogóle posklejane (jak przy tym avonowskim ustrojstwie;) Gorzej z ceną i dostępnością, 250 ml, to koszt ok. 5 funtów, dostępny w UK, USA, bądź na allegro, czy ebay.



***

Następna część dotyczyć będzie chyba najbardziej lubianego przeze mnie produktu i związanego z nim rytuału. Mowa oczywiście o maskach do włosów.
Maski w odróżnieniu od odżywek mają o wiele silniejsze działanie na nasze włosy. Przy nakładaniu maski dobrze jest zarezerwować sobie minimum 10-30 minut, by produkt mógł wejść w głąb naszych włosów, regenerując je, poprawiając ich stan. Po zaaplikowaniu maski można nałożyć sobie na głowę foliowy czepek, albo zwykłą reklamówkę, w wersji hard owinąć wsio jeszcze ciepłym ręcznikiem i pozostawić taki kompres na ten choćby minimalny czas. Wtedy efekt da się odczuć już po pierwszym użyciu danej maski, a i zapach dłużej i intensywniej utrzymuje się na włosach. Wykonując takie zabiegi 1-2 razy w tygodniu możemy być pewne, że włosy (które codziennie katujemy suszarkami, prostownicami, gumkami, wałkami) będą nam wdzięczne i być może, przy systematycznych zabiegach zregenerują się i nabiorą zdrowego blasku.

Parę dobrych lat temu koleżanka fryzjerka namówiła mnie na jeden z pierwszych produktów o dużej pojemności z przeznaczeniem dla salonów fryzjerskich - mowa o  mlecznej masce Crema Al Latte Serical od Kallos. Budyniowa konsystencja bardzo dobrze rozprowadza się na włosach, a zapach - zapach nieziemski, waniliowy, migdałowy, słodziutki jak prawdziwy budyń. Śmieszna cena chyba 13 zł za 1000 ml skusiła mnie tym bardziej. Proteiny pozyskane z mleka delikatnie odżywiają nasze włosy, pozostawiając przyjemny zapach, do następnego mycia.
Malutki minus - moje włosy nie chcą się po niej gładko rozczesywać, są szorstkie, nieprzyjemne w dotyku. Używam jej więc sporadycznie, głównie z sentymentu i dla boskiego aromatu.

 
Kolejne produkty, to te, które zdążyłam już zużyć - i właśnie w poście dotyczącym zużyć o nich dogłębniej napisałam. Matrix, Absolute Repair od L'Oreal oraz Macadamia Natural Oil - dla osób lubiących inwestować więcej pieniążka w produkty do włosów. Oraz Biovax od L'Biotica, doskonały produkt drogeryjny, nadający sie do wyżej wspominanych domowych, 30-minutowych kompresów.

 




 


Ostatnia sprawa maskowa, to śródziemnomorska odżywcza maseczka do włosów z Avonu z serii Planet Spa. Ma specyficzny zapach, lekko oliwkowy (czego nie lubię), bogaty w parabeny, alkohol, etc. Wystarczy 10 minut, by włosy nabrały miękkości i łatwo się rozczesywały. Poza tym nie zauważyłam jakiś spektakularnych efektów po jej stosowaniu. Przystępna cena, łatwodostępna. Ok. 20 - 30 zl za 200 ml.






 Ostatnim segmentem kosmetyków pielęgnacyjnych używanych przeze mnie są inne - czyli olejki, serum, itp.
Pod lupę idzie L'OREAL Expert Absolut Repair Thermo Repair - termoaktywne mleczko odbudowujące i chroniące przed wysoką temperaturą .
Jak pisze producent "pielęgnacja termoregenerująca włosów pomaga odbudować i chronić włókno włosa oraz ułatwia suszenie włosów. Włosy odzyskują naturalną witalność, są wyraźnie mocniejsze, lśniące i jedwabiście gładkie, a struktura włosa pozostaje odbudowana".
Produkty z serii Absolut Repair są przeznaczone do włosów potrzebujących silnej regeneracji, nie ma więc sensu tak intensywnych kosmetyków stosować profilaktycznie. Składniki produktu  głęboko wnikają wewnątrz włosa, racząc go substancjami odżywczymi tj. kwasy AHA, ceramidy, filtry UV.
Kosmetyk można stosować jako taką maskę bez spłukiwania, pachnie jak kosmetyki u fryzjera:) Po wielokrotnym użyciu nie zauważyłam wielkich efektów. Produkt porównywany jest ze sławetnym cementem termicznym Kerastase - jak jest w rzeczywistości nie wiem, nie miałam.
Pojemność: 150 ml, w granicach 30-40 zł. Sądzę, że spokojnie można znaleźć tańszy odpowiednik tegoż produktu.



Następne na tapetę idą miniwspomagacze. 
Jedwab CHI od Farouk, to zdaniem producenta jedwab do włosów. Kolejna silikonowa mieszanka, ale najwidoczniej moje włosy LUBIĄ TO. Stosuję go niezmiennie od lat. Wersja BIOSILK nie odpowiada mi zapachowo, ta zaś jest w porządku. Zawsze kupuję te 15 ml miniwersję za ok.5-10 zł. Kropelkę produktu wcieram w końcówki włosów. To maleństwo wystarcza mi na ponad miesiąc. Nie mogę powiedzieć, że jest to produkt na szóstkę, ale sądzę, że musi trochę (jak obiecuje producent) chronić je przed wysoką temperaturą, bo inaczej, przy codziennym suszeniu zostałyby mi tylko trzy włoski na krzyż:)



Podobnym produktem tego typu jest olejek Macadamia Healing Oil Treatment. Nie testowany na zwierzętach, bez parabenów i SLSów, skracający czas suszenia włosów o 50% 10 ml olejek w diabelskiej cenie 20 zł (ok. 50 zł za 30 ml) . Oszczędnie jednak, przy prawie codziennym używaniu (kropelka dziennie na końcówki przede wszystkim) wystarczył na ok. 4 m-ce. Włosy nie plątały się, łatwo rozczesywały, ładnie pachniały. Godny uwagi, gdyby nie odstraszająca cena.


Idąc tropem olejowania włosów swego czasu Avon miał w swej ofercie mini-olejki do nakładania na gorąco, przed myciem głowy. Zupełnie o nich zapomniałam. 50 ml kosztuje ok. 20 zł. Na chwilę przed użyciem wkładamy do pojemnika z gorącą wodą, by się rozgrzał, następnie tłuścimy swoje włosy, trzymając ok. 20-30 min., potem normalnie myjemy. Włosy po całym zabiegu są błyszczące i miękkie, łatwo je także rozczesać.

Ostatnia seria kosmetyków to produkty potrzebne do popularnego ostatnio olejowania włosów.
To nic innego jak natłuszczanie naszych czupryn naturalnymi produktami tj. oliwa z oliwek, olej kokosowy, rzepakowy, z pestek winogron, czy mix olejków naturalnych zamkniętych w oliwce dla dzieci HIPP.
Ponieważ w sieci roi się od porad, technik olejowania włosów ja przytoczę tu dwa linki, gdzie wyczytać można przydatne informacje

http://vexgirl.blogspot.com/2012/03/olejowanie-wosow-w-piguce.html
oraz
http://anwena.blogspot.com/2012/03/jak-olejowac-wosy-krotka-instrukcja.html

Ja nie będę się rozwijać w tym temacie i dublować czyiś słów. Sama stosuję tę metodę stosunkowo niedawno, nie jestem systematyczna niestety (raz na dwa tygodnie), ale staram się jak mogę. Po przykładowo godzinnym seansie z olejowym czepkiem na włosach myję je (najlepiej głęboko oczyszczającym szamponem np. Seanik od Lush) a następnie nakładam maskę głęboko nawilżającą, bądź odżywkę traktując ją jak maskę (np. Biovax), po kolejnej godzinie spłukujemy ją i układamy włosy jak zwykle. Sądzę, że każda z Was zauważy różnicę w dotyku swoich włosów.
Produktami przeze mnie używanymi są:
Olej kokosowy (będący przydatny do włosów oraz do smażenia:)


Oliwa HIPP (tej z Johnson'sa raczej do włosów nie używam, a zdjęcie zrobione było na potrzeby innego postu).

 Obecnie w testach jest także pielęgnacyjny olejek dla dzieci z Rossmanna.


Każdy z tych produktów, zastosowany zgodnie z podaną przeze mnie wcześniej metodą pozostawia moje włosy mięciutkie, lśniące, gładkie i przyjemne w dotyku. Metoda jest warta wypróbowania.

***
 Nareszcie koniec :D

Pozdrowionka.

eM.

środa, 21 marca 2012

Moja WŁOSka historia cz. I - mycie

O nie, nie moje drogie. Moim wujkiem nie jest Mariano Italiano, nie mam włoskich korzeń. Ten jakże dwojako rozumiany tytuł będzie początkiem sagi o moich włosiętach. O kosmetykach, których używam, a także innych WŁOSkich akcesoriach.
Enjoy.
___

Część pierwsza tyczyć się będzie mycia włosów. Na pierwszy ogień idą szampony niebieskie.


Jak już wspominałam, przy zużyciach kosmetycznych ostatnich miesięcy  szampon tzw. niebieski ma przede wszystkim wypłukiwać żółtą poświatę z blond włosów. Powyżej szampon PRO SALON 500 ml, za ok. 10 zł, a w drugim narożniku Farouk BIOSILK - "szampon z niebieskim pigmentem do włosów blond" (ślicznie pachnący, nie plączący włosów) w regularnej cenie ok. 25 zł, za 350 ml.
Szczerze powiedziawszy nie odczuwałam większej różnicy przy ich używaniu. Każdy z nich spełniał tę podstawową rolę tzw. płukanki. Gdy nadarzy się jakaś mega promocja być może skuszę się na Biosilk ponownie, na razie jeszcze trochę mi go zostało. Jeśli jednak nie będzie takiej sposobności sięgnę po tańszą alternatywę, tj. Pro Salon, czy np. 500 ml szampon niebieski z atomizerem od Joanny, który również został przeze mnie zużyty i również był w porządku, za rozsądną cenę ok. 10 zł.
Nie wyobrażam sobie blondynki bez tego szamponu w łazience.




Drugie zestawienie z tzw. niższej półki. Nasza ukochana ZIAJA, szampon Intensywna odbudowa do włosów zniszczonych. 400 ml butelka za 5-6 zł. uważam, że to dobra inwestycja (ten akurat dostałam w prezencie - dzięki Olek :*). Wstyd się przyznać, ale to mój chyba pierwszy szampon z Ziai, (no chyba, że nie pamiętam dziecięcych lat) bo odkąd zaczęłam zarabiać własne pieniądze, dużą ich część przeznaczałam właśnie na kosmetyki do włosów.
Ziaja pozytywnie mnie zaskoczyła, bardzo ładnie pachnie, jest wydajna, zawiera ceramidy i przy regularnym zastosowaniu zapewne poprawia kondycję włosów. Ja niestety nie potrafię już myć głowy wciąż jednym szamponem, stąd tak wiele butelek w moim składziku.
Ta żółta butla to przelewany szampon jajeczny (ten zapach kojarzy mi się z dzieciństwem) - do włosów suchych i normalnych, chyba firmy Kallos, 500 ml, za ok, 10 zł.
Na moich włosach niestety się nie sprawdził, bo moje włosy nie są normalne, jak wiadomo, farbowane i szampon poza fajnym ajerkoniakowym zapachem tylko plącze i kołtuni moje włosy:/
Jeśli zaś, ktoś nie koloryzuje czupryny sądzę, że to dobre, tanie rozwiązanie, a i zdrowe, dla kondycji włosów, przy systematycznym używaniu.

Ostatni już produkt z serii "łatwiej dostępnych", przystępnych cenowo - mój ostatni zakup:

.


Szampon (na zdjęciu również z odżywką,  których będzie mowa w kolejnych częściach) CeCe SALON - z przeznaczeniem dla włosów po koloryzacji, ma przyczynić się do zatrzymania świeżego i intensywnego koloru. Używam go dopiero parę dni i poza ceną, która mnie skusiła (10 zł za 300 ml, jeszcze dostępny w SUPER PHARM) niezmiemsko pachnie czereśniami, nie plącze włosów, są gładkie i podatne na układanie.

___ 

Droższa półka produktów do mycia włosów z serii profesjonalnych, to ta, na której stoją te oto ustrojstwa:

 L`Oreal Professionnel, z serii Expert, Force Vector, to szampon do włosów kruchych, zniszczonych. Za 250 ml buteleczkę w salonie fryzjerskim płacimy ok. 50-60 zł, przy zakupach internetowych - połowę taniej.
Produkt ten przeznaczony jest do pielęgnacji włosów łamliwych, kruchych, uszkodzonych przez zabiegi fryzjerskie. Ponieważ moje "owłosienie" potrzebowało intensywnej odbudowy i regeneracji wzięłam ten szampon licząc na cud. Oczywiście wyszło jak zwykle. Po umyciu włosów miałam na głowie wieeeeeeeeeeeeelkiego kołtuna, żadna maska, odżywka nie pomagała, włosy przed suszeniem stawały się szorstkie, plątały się. Wypróbowała go także koleżanka, mająca również farbowane włosy, ale nie rozjaśniane - niestety efekt ten sam. Nie wiem co mam z robić pozostałością tego produktu i jakim włosom on pomaga. Ja się zawiodłam.

Na szczęście Force Vector, ma dobrego kuzyna - firma L'Oreal wypuściła serię Matrix, Color.smart, Protective Luminating System Shampoo - a tam mój ukochany, niezawodny od lat szampon do włosów koloryzowanych.


Szamponu używam od ok. ponad 5 lat (oczywiście nie tej jednej butelki:)) i nigdy mnie nie zawiódł. Bardzo przyjemnie, świeżo pachnie. Wygodny atomizer ułatwia dozowanie produktu i jest bardzo wydajny.
Ta 1500 ml przyjemność kosztuje obecnie ok. 80-120 zł - słyszałam, że mieli sporą podwyżkę cen, zamiana szat graficznych, etc, mam nadzieję, że nie zawartości.
Produkt przeznaczony jest do włosów farbowanych, ma włosy nawilżać i zapewniać im blask, chroniąc go jednocześnie zawartymi w nim filtrami UV.
Gdy zdradzę go z INNYMI zawsze z pokorą wracam, bo wiem, że krzywdy mi zrobi, a wręcz przeciwnie.

____

Ostatni już przedział włosowych środków czystości to zagraniczne dobrodziejstwa.


Szampony w kostce LUSH, to produkty osławione przede wszystkim dzięki YouTubowi - tak było u mnie, zapragnęłam go mieć, po wielu dobrych recenzjach. 
Po prawej stronie niebieski - Seanik - głęboko oczyszczający szampon z solą morską, o przyjemnym zapachu "jaśminu, mimozy i kwiatu pomarańczy". 

Produkt bardzo dobrze się pieni, lubię go stosować przy kuracjach z olejami, oliwkami. Jest wydajny, albo to tylko moje złudzenie, bo stosuję go średnio raz w tygodniu. 55g gramowa kostka kosztuje ok. 5 funtów.
Drugi, po "lewicy" to także LUSH - Ultimate Shine - i jak sama nazwa wskazuje nadaje włosom blask, nabłyszcza je. Lubię go używać, gdy mam jakąś imprezę, włosy bardzo fajnie się dzięki niemu wyglądają. Na co dzień jednak, go nie stosuję, bo mam wrażenie, że obciąża włosy. Zapach również jest przyjemny dla nozdrzy, generalnie te produkty z LUSH bosko pachną, niektóre z nich są całkowicie naturalne, inne trochę zmodyfikowane, ale jednak zapach, to coś co przyciąga do tej "mydlarni". Mądrzy ludzie piszą, iż "Zawarty w Ultimate Shine olejek ylang - ylang sprawia że włosy nabierają blasku, dodatkowo drobinki brokatu nabłyszczają włosy. Wyciąg z kwiatu fiołka działa kojąco na skórę głowy a pochodzący z Filipin olejek z żywicy elemi koi nerwy".

Szampony tego typu są fajną odskocznią dla tradycyjnych, butelkowych. Taką kostkę łatwiej zabrać w podróż, jest lżejsza, a stosowanie na wyjazdach wygodne (kupując 2 kostki w Lush, dostajemy w gratisie puszeczkę do przechowywania). W Polsce jedynym źródełkiem dostępowym są KOCHANI znajomi z Wielkiej Brytanii :), albo drożej - allegro. Czekam na moment, aż ktoś z polskich producentów, stworzy naszą polską kostkę:) Dla włosomaniaczek polecam choć raz spróbować.
 ___

Ostatnim produktem i jednym z moich najnowszych nabytków jest szampon australijskiej firmy Aussie. Aussie Take The Heat Shampoo to 300 ml szampon za ok. 30 zł, mający za zadanie chronić czupryny przed niszczącym działaniem wysokiej temperatury. Mój jest z wersji limitowanej, nie wiem, czym różni się od zwykłej. Obecnie, po kilkukrotnych testach mogę stwiedzić, że bardzo fajnie pachnie, świeżo (tak samo, jak maska Aussie 3 minute miracle - w tej wersji w fioletowym opakowaniu), nie plącze włosów, pozostawia na nich długotrwały, przyjemny zapach. Włosy gładko się rozczesują, stosuję go razem z maską 3 minute miracle - która dziwnym trafem nie pachnie tak samo jak ta z USA (nad czym mocno ubolewam, ale o tym w następnej części.

.

Jeśli "na sali" są WŁOSkie friki, lubiące jak ja testować i szukać swego KWC, mam nadzieję,że choć odrobinkę umiliłam Wam czas.

Zapraszam także niebawem do kolejnych WŁOSkich części o pielęgnacji, stylizacji, itp.

eM.

wtorek, 20 marca 2012

Akcja reanimacja - BIOTEBAL 5 - po miesiącu

Dziś łyknęłam 30 tabletkę wspominanego jakiś czas temu wspomagacza uzupełniającego niedobory biotyny w Naszych organizmach.

 

Oczywiście zaopatrzyłam się w kolejne opakowanie (dla łodzianek mogę podać namiary apteki, w której w/w tabsy można nabyć za 25.99 zł), bo podobno rzeczywiste, odczuwalne wrażenia można zauważyć po min. 2 miesiącach stosowania.

 ***

Zanurzając się głębiej w lekturę ulotki wyczytałam, iż NIEDOBÓR BIOTYNY może powodować:

- "zapalenia skóry zlokalizowanej wokół oczu, nosa, ust,
- zapalenie spojówek,
- zaburzenie wzrostu paznokci i włosów oraz ich nadmierną łamliwość,
-  zaburzenia przemiany tłuszczów.

Biotyna wspomaga procesy powstawania kreatyny i różnicowania się komórek naskórka oraz włosów i paznokci, poprawiając ich stan".

Ponieważ cierpiałam na chroniczne wypadanie, plątanie się włosów musiałam zacząć działać - nie chciały skubane rosnąć i współpracować, to niech teraz karmią się biotyną.

***

Co zauważyłam po 30 dniach?

Odnoszę wrażenie, że włosy rzeczywiście zaczęły odżywać. Mojej łazienki nie zdobi już dywan z ludzkich włosów, mimo, że wcześniej spokojnie mogłam sobie taki wydziergać. Nie mogę powiedzieć, że włosy w ogóle nie wypadają, (nie liczę na cuda po miesiącu) ale spokojnie mogę stwierdzić, iż widać poprawę o 50-60%. Być może przyczyniło się do tego także skrócenie mej czupryny o parę centymetrów, być może poprzez zlikwidowanie rozdwojonych, puszących się końcówek pobudziłam do działania "zaspane" włosowe cebulki.


Patrząc także na zdjęcie powyżej, a także dotykając włosów, wydaję mi się, że one, yyy... przytyły:) nie wiem, jak dogłębniej to określić, ale wnioskuję, że nabrały objętości, być może dlatego, że nie wypadają już w tak makabrycznej ilości, jak jeszcze miesiąc temu.

Jestem bardzo pozytywnie nastawiona na te tabletki, a tym bardziej, na efekty, jakie można uzyskać, przy systematycznym stosowaniu. Od jutra kolejny miesiąc z BIOTEBALem i zapewne za 30 dni zdam kolejne relacje.

Em.