czwartek, 31 października 2013

Trójkolorowy manicure w jesiennych kolorach lakierów Rimmel...

Hejo, dziś na luzaku pokażę Wam jak wyglądało moje pierwsze spotkanie z lakierami do paznokci Rimmel 60 seconds. Sama nie wiem jak to się stało, że nie miałam jeszcze w swoich zbiorach żadnego "rimmelka", jednak na szczęście, moje koleżanki znają moje małe uzależnienie, toteż dzięki uprzejmości jednej z nich zapoznałam się z nimi.
To był krótki, szybki romans, 6 kolorów do wyboru, ja skupiłam się na 3, które najbardziej skojarzyły mi się z obecną aurą pogodową.
Padło na:
 Od lewej, szaraczek nr 3043, głęboki róż 2334, oraz mroczny granat nr 3071.
Serię 60 seconds wyróżnia charakterystyczny, szeroki pędzelek, który uwielbiam, niestety potrzebowałam powyżej 60 sekund, by paznokcie wyschły, jednak dobre krycie mi to zrekompensowało. Lakiery są dostępne w wielu drogeriach, a ich cena to ok. 10 zł/szt.

 
Mniej fajna rzecz, to to, że lakiery wytrzymały mi na paznokciach... 1 dzień..., a nie robiłam nic ekstremalnego (chyba, że zmywanie naczyń zaliczyć można do sportów wyczynowych). 
Nie nałożyłam także, (jak to mam w zwyczaju), ani base coat'u, ani top coat'u, ale nie wiem, czy to może być winą tej krótkotrwałości, bo na Waszych blogach widziałam, pochlebne opinie o tych lakierach.
W moim osobistym mniemaniu emalie te dostają 4-/5. Nie zrażam się, wręcz przeciwnie zamierzam (przy jakiejś fajnej promocji) zaopatrzyć się we własne egzemplarze.
 *
Babeczki, życzę Wam spokojnego weekendu.
PODPIS

poniedziałek, 28 października 2013

Peeling morelowy Yves Rocher wart uwagi oraz parę słów na temat wprowadzania konumentów w błąd...


Dziś kolejna odsłona produktu, który mieści się na mojej osobistej liście Kosmetyków Wszech Czasów. 3-minutowy, morelowy peeling, ma za zadanie wygładzać, oczyszczać i przywracać blask skórze.
Produkt miał 50 ml, w cenie 21,90 zł (bez promocji).
W związku z tym, że produkt ten zaczął dobijać dna wszczęłam poszukiwania kolejnego opakowania - niestety okazało się, że to nie takie proste, - o czym dowiecie się w dalszej części notki...
Jak donosi producent: owocowy peeling z drobinkami z pestki moreli. Przywraca blask, usuwa zrogowaciały naskórek, zapewniając gładką, oczyszczoną skórę. Zalecane jest stosowanie 1-2x w tygodniu, na zwilżonej skórze.
   
Konsystencja jest kremowa, z wyczuwalnymi ostrymi drobinkami, a zapach... istny morelowy raj. Mikrodrobiny z morelowych pestek przyjemnie masują twarz, a niedługi czas (zalecane 3 min.) wykonywania "zabiegu" umożliwia regularne stosowanie peelingu.
Po zastosowaniu peelingu czuć różnicę w dotyku twarzy. Jest przyjemnie napięta, odczuwalnie oczyszczona, aż skrzypi, zupełnie jak świeżo umyty talerz (tak, wiem, że to głupie porównanie, ale chciałam Wam to jakość zobrazować:).
W mojej ocenie peeling ten zasługuje na 5/5.
 *
Z tego co dowiedziałam się na infolinii YR produkt, który Wam pokazałam został wycofany z oferty. W jego miejsce weszła ulepszona wersja, "bez parebenów, bardziej naturalna" - zdaniem Pani z infolinii YR, a jego nazwa to peeling do twarzy z pudrem z pestek moreli. Przyznam szczerze, że jestem rozdarta jeśli chodzi o YR i ich kosmetyki, a także politykę zmian w firmie. Z jednej strony fajnie, że dbają o to, by na bieżąco można było zakupować kosmetyki w nowej szacie graficznej, liczne nowości, jednak z drugiej, jeśli dany kosmetyk podbija Nasze serca, a nagle okazuje się, że już go nie produkują (tak miałam w przypadku balsamu samoopalacjącego oraz olejku przyspieszającego opaleniznę) albo można dostać tylko jego ulepszoną wersję, (która nie zawsze musi być lepsza dla Nas) to odczuwam pewnego rodzaju niechęć do marki.

Ponieważ zainteresowała mnie sprawa ULEPSZEŃ kosmetyków w Firmie Yves Rocher postanowiłam porównać składy STAREGO i NOWEGO peelingu z YR.
Moje śledztwo nie miałoby sensu gdyby nie skarbnica wiedzy, jaką jest blog Angel, - Kosmetyki bez tajemnic, - polecam go osobom, chcącym zagłębić tajniki kosmetycznych składów i nie tylko...
Porównując składy obu peelingów okazało się, że YR ma iście wybujałą wyobraźnię, a swoich klientów traktują jak osoby nierozumne...Z resztą, zobaczcie same...
 
STARY SKŁAD: Aqua, Hamamelis Virginiana Water, Stearic Acid, Prunus Armeniaca Seed Powder, Glycerin, Propylene Glycol, Potassium Hydroxide, Xanthan Gum, Disodium Lauryl Sulfosuccinate, Cetearyl Alcohol, Cocamidopropyl Betane, Hydrogenated Castor Oil, Sodium Cocoyl isethonate, Zea Mays Starch, Parfum, Methylparaben, Allantolin, Tocopherol, Ethylparaben, Propylparaben, Tetrasodium Edta, CI 14700, CI 19140, CI77891.

Skład ULEPSZONEGO peelingu: Aqua/Water/Eau, Stearic Acid, Methyl Propanediol, Prunus Armeniaca(Apricot)Seed Powder, Glycerin, Potassium hydroxide, Anthemis Nobilis Flower Water, Xantham Gum, Phenoxyethanol, Cetearyl Alcohol, Disodium Lauryl Sulfosuccinate, Hydrogenated Castor Oil, Sodium Cocoyl Isethonate, Zea Mays(Corn) Starch, Parfum/Fragrance, Panthenol, Tetrasodium Edta, Limonene, Sodium Benzoate, Citic Acid, Potassium Sorbate, Ci 14700(Red 4), Ci 19140(Yellow 5), Ci 77891(Titanium Oxide)

Hamamelis Virginiana Flower Water - Hydrolat z Oczaru Wirginijskiego.
Stearic Acid - kwas stearynowy otrzymywany z naturalnych wosków, składnik konsystencjotwórczy, stabilizator emulsji. Ułatwia docieranie substancji aktywnych w głębsze warstwy naskórka .
Methylpropanediol (Methyl Propanediol) - pochodzenie chemiczne, składnik nawilżający, rozpuszczalnik, może zwiększać przenikanie przez skórę składników aktywnych.
Prunus Armeniaca Seed Powder - proszek z nasion moreli.
Glycerinhydrofilowa substancja nawilżająca.
Propelyne Glycol - glikol propylenowy, humektant - zapobiega krystalizacji (wysychaniu) masy kosmetycznej przy ujściu butelki, tuby itp. Wspomaga działanie konserwujące poprzez obniżenie aktywności wody, która jest doskonałą pożywką dla drobnoustrojów. Substancja nawilżająca skórę.
Ma zdolność przenikania przez warstwę rogową naskórka, dzięki czemu pełni rolę promotora przenikania - ułatwia w ten sposób transport innych substancji w głąb skóry.
Potassium Hydroxide - Regulator pH.
STARY SKŁAD:
NOWY SKŁAD:
Aqua,
Hamamelis Virginiana Water,
Stearic Acid,
Prunus Armeniaca Seed Powder,
Glycerin,
Propylene Glycol,
Potassium Hydroxide,
Xanthan Gum,
Disodium Lauryl Sulfosuccinate,
Cetearyl Alcohol,
Cocamidopropyl Betane,
Hydrogenated Castor Oil,
Sodium Cocoyl isethonate,
Zea Mays Starch,
Parfum,
Methylparaben,
Allantolin,
Tocopherol,
Ethylparaben,
Propylparaben,
Tetrasodium Edta,
CI 14700, CI 19140, CI77891.
Aqua/Water/Eau,
Stearic Acid,
Methyl Propanediol,
Prunus Armeniaca(Apricot)Seed Powder,
Glycerin,
Potassium hydroxide,
Xantham Gum,
Phenoxyethanol,
Cetearyl Alcohol,
Disodium Lauryl Sulfosuccinate,
Hydrogenated Castor Oil,
Sodium Cocoyl Isethonate,
Zea Mays(Corn) Starch,
Parfum/Fragrance,
Panthenol,
Tetrasodium Edta,
Limonene, Sodium Benzoate,
Citic Acid, Potassium Sorbate,
Ci 14700(Red 4),
Ci 19140(Yellow 5),
Ci 77891(Titanium Oxide)

 LEGENDA:
naturalne składniki, dobre dla Nas i dla środowiska
składniki różnego pochodzenia
komponenty chemiczne, mogące zaszkodzić Naszemu zdrowiu
*w oparciu o wiadomości z bloga http://www.kosmetykibeztajemnic.pl/


Methylpropanediol zastępuje GLIKOL PROPYLENOWY, jest czymś, co ułatwia wnikanie substancji aktywnych w skórę, można by rzec, że methylpropanediol jest łagodniejszy, niż glikol propylenowy. W starym składzie widnieją bardzo dobrze zbadane już konserwanty, w nowym ich nie ma ale są inne, jeszcze nie przebadane.

Reasumując zatem, po pierwsze, ewidentnie widać, że peeling z drobinkami z pestki moreli zrobiony jest z proszku z nasion moreli, więc jakże błyskotliwa zmiana nazwy na peeling do twarzy z pudrem z pestek moreli, tylko zmyla dawnych konsumentów.
Po drugie, rzekome "ulepszenie" składu polegało na wprowadzenie do składu, na wysoką pozycję methylpropanediol'u, który jest składnikiem chemicznym, niekoniecznie dobrym dla Nas i dla środowiska.
Po trzecie Pani z infolinii YR wprowadziła mnie w błąd, mówiąc nieprawdę, o ulepszeniu składu.
Po czwarte, by ustalić skład nowego peelingu musiałam kontaktować się z biurem obsługi klienta, ponieważ żadna stacjonarna placówka w Łodzi nie posiada tego produktu w sprzedaży, jest on dostępny tylko online, bo to jest "nowość"...

Po raz kolejny (w ciągu ostatnich dni już 3x) przekonuję się o nierzetelności, ściemnianiu i nabijaniu konsumentów w butelkę. Jak nie zawyżanie cen na Targach kosmetycznych, to podbijanie stawek podczas dni promocji wielu marek w HEBE...
Firma YR nie była nigdy moją ulubioną marką. Znalazłam jednak w ich ofercie kilka produktów, które mnie zauroczyły. Jeden z nich nie jest już produkowany, drugi zaś, jak się przypadkiem okazało został "ulepszony"... i jak żyć?
*
Jestem ciekawa Waszego zdania na temat nieuczciwych posunięć Firm, które kuszą promocjami, reklamują się fałszywymi sloganami, by przyciągnąć klientów, a gdy przychodzi co do czego, okazuje się, że to jawne łgarstwo...

Mimo wszystko, życzę miłego tygodnia.
Ściskam.
 PODPIS

czwartek, 24 października 2013

Zakupy na Targach Urody i Estetyki w Łodzi oraz parę słów o zawyżaniu cen na targach...

W niedzielę wspomniałam Wam o kosmetycznych targach, które miały miejsce w ubiegły weekend, dziś zaś pokażę Wam co zakupiłam...

W głowie miałam plan, listę zakupów, z której na wstępie musiałam wykreślić ziemię egipską, gdyż ani Bikor, ani Ikos w tym roku się nie wystawiali. 
Pocieszenie postanowiłam znaleźć w kolorówce kosmetyków Paese. Wybór padł na specjalistyczny, pielęgnujący podkład matujący, do skóry mieszanej i tłustej, który jak mnie poinformowano był w PROMOCYJNEJ CENIE (tylko na targach) i kosztował 40 zł.
Nie lubię za bardzo nieprzemyślanych zakupów, zwłaszcza bez uprzedniego zapoznania się z produktem i opiniami o nim w sieci. Pomimo wahań skusiłam się na niego, gdyż jego konsystencja i zapach wydawały się bardzo przyjemne.
I tutaj właśnie muszę wtrącić moje rozgoryczenie i żal do marki Paese... - po powrocie do domu sprawdziłam cenę produktu w Internecie i waha się ona w granicach 30-37 zł. Odwiedziwszy parę łódzkich drogerii z asortymentem Paese podkład znalazłam za 32zł, 35,80zł oraz 37 zł...
Ciekawe czy któraś z Was zgadnie jakie słowa pocisnęły mi się na usta?
W odpowiedzi na moje zdziwienie ceną, jaką zastałam na targach Pani z tej Firmy odpowiedziała, iż ten podkład na standach Paese kosztuje 45  zł, zaś w sklepie internetowym 42 zł. Różnica w cenie rzekomo wynika z polityki cenowej każdej drogerii... - a wg mnie to nabijanie ludzi w butelkę...
Nawet w jednej z droższych drogerii internetowych z kosmetykami do make-up'u podkład kosztuje 33 zł.
Szczerze powiedziawszy sądziłam, iż będąc w miejscu, takim jak Targi Kosmetyczne, gdzie wiele Firm wystawia swoje produkty, by zachęcić czy to klientów indywidualnych, czy hurtowników powinien przedstawić się w jak najlepszym świetle, kusząc rabatami, czy niższymi cenami... Zwłaszcza, że na Targach nie znajdują się osoby, które weszły przypadkowo z ulicy, tylko te, które zapłaciły nie mało za wejście i uczestnictwo w tym "wydarzeniu".
Jak to świadczy o firmie? Tutaj każdy może odpowiedzieć sobie sam... Marka Paese wiele straciła w moich oczach. Najprawdopodobniej był to mój pierwszy i ostatni zakup produktów tej marki, gdyż nie lubię być nabijana w butelkę. Niestety bardzo często takie jednorazowe incydenty wpływają na moją opinię o danej firmie. I w tym przypadku niestety niesmak pozostanie...

Na Targach, tak jak wspominałam w poprzednim poście o nich, można było także zakupić litrowe maski Kallos za 15 zł (gdzie stacjonarnie są dostępne w drogerii Hebe za 12 zł) oraz np. lakiery do paznokci Safari za 4 zł, które sprzedawane są na straganach i rynkach w granicach 2-3 zł - gratuluję pomysłu! Niestety nie zauważyłam nazwy Firm, które fundowały, takie "atrakcje". 
***
Po gorzkiej części notki zapraszam na przyjemniejszą część. Marki, które nigdy mnie nie zawodzą na targach i wiedzę dobrze, czemu służy takowy event to firma Jadwiga - producent kosmetyków naturalnych, gdzie zaopatrzyłam się ponownie w papkę do cery trądzikowej (o której niebawem powinien powstać osobny post) oraz polecony przez targową Towarzyszkę naturalny puder transparentny do utrwalenia makijażu. Na zakupach zaoszczędziłam nieco ponad 30%.
Firma Maestro, to również Firma, z której inni wystawcy powinni brać przykład.
Nie dość, że sami Właściciele reprezentują swoje wyroby, to jeszcze służą radą i pomocą. Ceny pędzli na Targach również różnią się od tych w sklepach, to też do przysłowiowego koszyka wpadły mi:
 Od prawej:
- ścięty pędzel do pudry nr 130 w rozmiarze 20
- pędzel do podkładu z dwukolorowego włosia ze złotej kolekcji
- pędzel do rozcierania cieni, tzw. pencil brush, również ze złotej kolekcji
Na zakupach zaoszczędziłam prawie 40% - Można? Można!

Zakupiłam też pierwszy lakier do paznokci marki Colour Alike, z oferty wyprzedażowej:
Ostatnim ze stoisk, które odwiedziłam i pozytywnie mnie zaskoczono, to stoisko Firmy Sunew - importera profesjonalnych kosmetyków, zaopatrujących polskie salony piękności. Na regałach prezentowała się masa masek do twarzy, w postaci bawełnianych płatów, czy też płatów kolagenowych. Sympatyczne Panie doradzały z uśmiechem na ustach, który z produktów będzie najlepszy. Przy zakupie większej ilości sztuk, można było wynegocjować rabat.
Ja zdecydowałam się na (od lewej):
- bawełnianą maskę do cery problematycznej z wyciągiem z granatu,
- bawełnianą maskę do cery problematycznej z wyciągiem z drzewa herbacianego,
- jedwabna maskę nasączoną wyciągiem ze ślimaka.

W kwestii mojego zdania odnośnie Targów, podsumowując moje "przygody" prawdopodobnie w przyszłym roku odpuszczę sobie to widowisko... Polecam serdecznie każdemu zainteresowanemu Targami uprzednio przejrzeć sobie Wystawców, zorientować się jaki asortyment mają w sprzedaży, a także jak klarują się ceny Ich produktów, by nie dać się zrobić w balona.
Ciekawa jestem jak wyglądają Targi Kosmetyczne w innych miastach? Czy również można natrafić na takie "kwiatki"?
Pozdrowionka.
PODPIS

wtorek, 22 października 2013

Włosy w kolorze superjasnego popielatego blondu - Garnier Color Naturals nr 111

Długo zwlekałam z dodaniem tej notki i do dziś mam mieszane uczucia. Garnier Color Naturals nr 111 Superjasny Popielaty Blond - to farba, która od dwóch miesięcy gościła na mojej czuprynie. pokrywałam nią odrosty pod koniec sierpnia i pod koniec września. Mimo, iż to ta sama farba, używana raz po raz, rezultat był różny.
Niestety przy pierwszym farbowaniu nie miałam czasu na wiele zdjęć. Przy drugim, tym gorszym wg mnie podejściu, na bieżąco wszystko obfotografowywałam. Zapraszam zainteresowanych do lektury.
***
Farba Garnier Color Naturals to farba drogeryjna. Można ją dorwać na promocji w granicach 9-10 zł. W opakowaniu znajdziemy:
Skład, dla chętnych:
Za każdym razem trzymałam się zaleceń producenta, tj. 25 min. farba na odrostach + 5 min. malaksowania całości.
Przy podejściu nr 1 efekty prezentowały się następująco:
 
Kolor był jednolity, popielaty, z lekkimi niebieskawymi pasemkami przez kilka pierwszych dni, jednak po 3-4 myciach wszystko wróciło do normy. Farba nie żółkła, ładnie się prezentowała do kolejnego farbowania.
 
Ponieważ byłam z niej zadowolona, postanowiłam powtórzyć ten proces. Wszystko zrobiłam dokładnie tak samo, jak wcześniej. Niestety, rezultat był odrobinę inny. 
Włosy zrobiły się ciemnoszare, z niebieską poświatą, którą zmywałam ponad tydzień (wszelkimi możliwymi sposobami). Odniosłam też wrażenie, że włosy teraz, po ok. 3 tyg. od farbowania zaczęły żółknąć, czego bardzo nie lubię. Może z pozoru nie są najtragiczniejsze, jednak łudziłam się, że za każdym razem uzyskam taki sam efekt.
LEWA - przed, PRAWA po
LEWA - przed, PRAWA po
LEWA: z lampą, PRAWA bez lamy
Efekt farbowania - podejście nr 2
Co do samej farby - nie zauważyłam nadmiernego przesuszenia włosów. Jej zapach nie jest uciążliwy. A dołączona odżywka świetnie regeneruje włosy zaraz po farbowaniu. Na pewno do niej wrócę, ale na razie jestem na nią obrażona:)  
W swojej osobistej blond ocenie daję jej 4-/5


 
Całuski.
PODPIS

niedziela, 20 października 2013

V Targi Uroda i Estetyka ŁÓDŹ - oczami Babskiej Przystani...

Podczas tego weekendu w Łodzi odbywały się już piąte z kolei Targi Urody i Estetyki, skierowane głównie do osób prowadzących własne gabinety kosmetyczne, dla klientów indywidualnych - takich jak jak też znalazło się miejsce.
Na targach wystawiało się ponad 50 różnych firm - szkoły kosmetyczne, przedstawiciele marek takich jak: Bielenda, Clarena, Colour Alike, Farmona, Jadwiga, Kryolan, Maestro, Orly, Paese, Revitalash, Ziaja (tak pokrótce).
 
Atrakcjami towarzyszącymi temu przedsięwzięciu były VI Mistrzostwa Makijażu Kreatywnego oraz  I Ogólnopolski Festiwal Charakteryzacji i Kostiumu.
Moim ulubionym stoiskiem było to z pędzlami Maestro. Reprezentacyjni Panowie profesjonalnie doradzali klientkom. Zdziwiło mnie jednak to, że niektóre Panie "miziały się" po twarzy jeszcze niezakatrupionymi  pędzlami...
Zakupiłam sobie także jedną rzecz z kolorówki Paese.
Wraz z moją Towarzyszką skorzystałyśmy także ze standu firmy Christian i tam miła Pani zmalowała Nam brwi ;)
Teraz przejdę do tej mniej radosnej części notki...
*

Moje zeszłoroczne spostrzeżenia opisywałam Wam tutaj. Zdążyłam także podejrzeć u innych dziewczyn relacje z tegorocznych Targów w Warszawie i miałam dziwne przeczucie, że znów mogę się rozczarować... 
Zawiodło mnie prawie to samo, co w zeszłym roku - czyli liczba wystawców. Na łódzkich targach wystawiała się 1/3 (ok. 56 stoisk) tego, co było w Warszawie (183 marki). Jasne, że to stolica, większy zasięg odbiorców, ale czemu np. łódzka firma Allepaznokcie nie bierze udziału  w tym wydarzeniu w swoim mieście? Przykre to:/
Ceny biletów - nie niskie, jak na to, co tam zastajemy. 15 zł bilet normalny, 10 zł ulgowy (w Internecie można było je kupić o kilka złotych taniej) - to i tak drożej, niż w 2012 r.
Zdziwiło mnie także to, że jedna z firm miała w sprzedaży straganowe lakiery do paznokci Safari, w cenie wyższej, niż zazwyczaj, kolejna zaś sprzedawała maski do włosów Kallos, drożej niż w Hebe. Nie wszystkie firmy działały w ten sposób, jednak niesmak pozostał...
Lubię swoje miasto, coraz częściej o Łodzi mówi się lepiej za sprawą murali, czy też zeszłotygodniowych iluminacji świetlnych, a tu przychodzą Targi i klops...
To, co udało mi się upolować pokażę Wam z bliska niebawem.

Dobranoc lub dzień dobry.
PODPIS

piątek, 18 października 2013

A czy Ty pilingujesz swoje usta? Lip scrub Bubblegum by Lush - recenzja...

Pod postem o fuksjowej pomadce jedna z Was (I.:) zapytała o mój sposób na peelingowanie ust. Wtedy przypomniał mi się post, który czeka niedokończony, w skrzynce roboczej (wraz 56 innymi)... Post tyczy się scrubu do ust z angielskiej firmy Lush, produkującej naturalne kosmetyki typu handmade.
Peeling do ust - czy to konieczne?
Jeśli masz problem z suchymi skórkami, Twoje usta są szorstkie i nieprzyjemne w dotyku, (dla obu stron) a każda pomadka wygląda nieestetycznie to oznacza, że najwyższy czas zadbać o swoje usta.

 Scruby LUSH to produkty ręcznej roboty, powstałe z naturalnych składników.
Aby usta zyskały dawną miękkość i delikatność należy nałożyć grubą warstwę peelingu na usta, delikatnie masując ok. 3-5 min. Resztki produktu można z czystym sumieniem zlizać-jest to całkowicie jadalne. :)
Gruboziarnista konsystencja złuszcza obumarły naskórek, zaś olej jojoba nawilża wargi. 
Jako ciekawostkę, powiem Wam, że mój peeling najprawdopodobniej wyszedł spod polskich rąk - zrobił go Paweł:)
Mój peeling ma zapach i zarazem smak gumy balonowej. Pycha! Z tego, co się orientuję jest także wersja miętowa - i tak jak podpowiedziały dziewczyny w komentarzach wersja popcorn-owa (?).
Regularne stosowanie peelingu ust zapewni Nam mięciutkie, całuśne usta. A używanie szminek w intensywnych kolorach stanie się nałogiem (bez wystających suchych skórek).
 Produkt ten kosztował ok 5.5 funta, czyli jakieś 30 zł za 25 g. Wystarczył mi na ponad rok.

Jeśli należycie do gangu uzależnionych od nowinek kosmetycznych, to podejrzewam, że tak jak ja będziecie chciały wypróbować kupny produkt tego typu (np. z LUSH, Pat&Rub). Jeśli jednak jesteście bardziej zdystansowane, polecam wypróbować sobie taki piling w wersji home made - np. z trzcinowego cukru oraz płynnego miodu i też na koniec można go wszamać:) Ewentualnie polecam regularny masaż ust szczoteczką do zębów, dzięki czemu wargi będą bardziej wydatne, ukrwione,a występowanie suchych skórek powinno być znikome. Potem, nic, tylko się całować!:)

Reasumując, produkt jest bardzo wydajny, ślicznie pachnie, jest jadalny, ma uroczy, cukierkowy kolor i słodziutki smak. Nie jest to produkt niezastąpiony, można bez niego żyć, dbając o usta w inny sposób. Lip Scrub od LUSH jest fajnym gadżetem, ale czy to must have? Odpowiedzcie sobie same... :)
W mojej skali należy mu się 4/5.

Miłego weekendu.
Ja jutro lecę na łódzkie targi kosmetyczne. Czy ktoś się wybiera?
Całuski.
PODPIS