środa, 27 lutego 2013

Modelowanie twarzy Sleek face form - Light - recenzja


Dziś chciałabym Wam pokazać mojego ulubieńca ostatnich miesięcy - trio do modelowania twarzy Sleeka, które dostałam na Gwiazdkę. Oczywiście musiałam podpowiedzieć Mikołajowi co nieco, to też pokierowałam go do jednego ze sklepów internetowych, a tam połączyliśmy Nasze zakupy.

Produkt  przeznaczony jest do jasnych karnacji, (wg producenta) jednak wg mnie nie ma co generalizować.
Paletę tworzy matowy bronzer, perłowy rozświetlacz oraz koralowy, perłowy róż do policzków (coś jakby "rose gold").


Mówi się, że to co jest do wszystkiego, jest do niczego, jednak, w tym przypadku ta paleta jest wg mnie wielozadaniowa.
Poza wykonturowaniem twarzy, zarumienieniem policzków, oraz rozświetleniem kości policzkowych możemy rozświetlić obszar oka pod łukiem brwiowym oraz kąciki. Koralowy róż może także sprawdzić się jako cień do powiek.
Jedna paletka, a tyle możliwości. Od razu lżej w kosmetyczce:)

BRONZER
To, jaki efekt uzyskamy na buzi tym produktem uzależnione jest od własnego widzimisię... Może być delikatnie (wystarczy jedno muśnięcie), bądź też można budować kolor podczas nakładania kolejnych warstw.
ROZŚWIETLACZ
Rozświetlanie buzi, to zadanie, do którego przywiązuję najmniejszą wagę. Mogłabym pomijać ten moment. Przy pomocy różu, czy bronzera, z delikatnymi drobinkami, mogę obejść się bez błysku.
RÓŻ
W zależności od padania światła, a także ilości jaką nałożymy róż z tej paletki mieni się na wiele kolorów. Ma rozświetlające drobiny, dzięki czemu twarz wygląda promiennie i świeżo.
Podsumowanie...
Używam tego produktu od 2 miesięcy i nie widać zużycia, co jest świadectwem jego wydajności.
Jedno opakowanie, a do dyspozycji 3 produkty, które mogą znaleźć różnorakie zastosowanie przy makijażu twarzy/oczu. Nie zajmuje wiele miejsca. 
Cena poniżej 50 zł. 
Minusem jest dostępność - w Polsce wchodzą w grę tylko drogerie internetowe. W UK produkt dostępny jest stacjonarnie.
W mojej ocenie ogólnej produkt zasługuje na 4+/5.

Jestem ciekawa Waszego zdania na temat produktów wielozadaniowych. 
Lubicie? Czy raczej wolicie kompletować pojedyncze egzemplarze kosmetyków do modelowania twarzy? A może znacie TRIO jakiejś innej firmy, które można dostać w stacjonarnych sklepach?

Miłego dnia.:)
Uzależniona od bronzera.
eM.

niedziela, 24 lutego 2013

Koloryzacja Color Mask 1010 jasny perłowy blond + chwila prywaty

Witajcie po krótkiej przerwie.
Mój humor i nastawienie do blogowania ostatnio totalnie się wypaliło. Wszystko za sprawą sytuacji, która próbowała zrujnować moje blogowe życie, ale jej się nie udało;). Mianowicie, dysk zewnętrzny, ze wszystkimi danymi odmówił współpracy, uszkadzając i kasując przy tym wiele plików. Oczywiście ostatnia aktualizacja i archiwizacja danych była przeze mnie co dzień przekładana, dlatego część materiału z ostatnich tygodni przepadło, część odratowałam, ale straciły na jakości:(

Serce w rozterce, jednak trzeba żyć dalej. Wiem, że dookoła dzieje się wiele złych rzeczy, o wiele gorszych niż skasowanie kilkunastu tysięcy zdjęć, więc puszczam tę sytuację w niepamięć. Jednak, ku pamięci moim pierwszym tatuażem jaki sobie zrobię (o ile kiedyś się na to zdecyduje) będzie słowo ARCHIWIZACJA na nadgarstku:)

Jeśli czytacie mojego blogaska dłużej niż 2 i pół minuty, to wiecie, że lubię okraszać notki zdjęciami (własnego autorstwa) - to też dziś będzie dużo zdjęć. Fotki przedstawią zeszłotygodniową koloryzację włosów farbą:

Color Mask Schwarzkopfa w kolorze 1010 

Jasny perłowy blond



Na tę farbę skusiłam się tylko dlatego, że wyróżniała się na tle innych. Czym? Ano właśnie tym, iż całą mieszankę do farbowania przygotowuje się w dołączonym słoiczku, zaś aplikacja jest identyczna jak przy nakładaniu pielęgnacyjnej maski do włosów.
Koszt farby to ok. 19,90 (w Realu).





Bardzo rozbawił mnie opis producenta na pudle, że "tę farbę można nałożyć na włosy bez lusterka" - to Ci dopiero udogodnienie...Ja na przekór użyłam lustra :)
Skład dla ciekawskich:
 
 Obietnice producenta:

Początek był ciekawy - myślałam, że skorzystam z tradycyjnego pędzla do nakładania farby, by precyzyjniej zaaplikować produkt, - jednak ta konsystencja maski nie nadaje się do tego. Zaczęłam nabierać więc produkt na palce i wmasowywałam w odrost. Trochę głupie uczucie, pomyślałam, że tak hojnie nabierając produkt wystarczy mi go na pół łepetyny, jednak pod koniec farbowania jeszcze trochę pozostało na dnie.
Mieszankę trzymałam na odrostach ok. 45 min. (wg instrukcji) + 8 min. malaksowania.

Co wyszło?
Jeśli chodzi efekt - jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Po zobaczeniu rezultatów na mokrych włosach pomyślałam - jak zwykle to samo, żółty czubek, reszta biała - dupa. Jednak po wysuszeniu i standardowym ułożeniu włosów efekt bardzo mi się spodobał. Kolor opisałabym jako szampański. Na pewno ma coś z tytułowej  perły.

 
Co miało wyjść:

 I co wyszło - w świetle dziennym...
Uważam, że kolor jest na prawdę mocno zbliżony do obietnic.

Prezentacja koloru z różnych perspektyw...
Ocena ogólna: 4,5/5.
Czy skuszę się ponownie? Na pewno kiedyś do niej wrócę, choć następnym produktem do mojego farbowania będzie Biokap.

*A tu możecie podejrzeć koloryzację Oli, która użyła Color Mask w kolorze 665 - Jasny Złoty Brąz - KLIK.

***
 Jestem bardzo ciekawa co u Was słychać, zaraz zabieram się za podróż wgłąb blogosfery.
Spokojnej niedzieli.
Ściskam.
eM.

niedziela, 17 lutego 2013

Mój pierwszy raz.... Weekend na zdjeciach vol. 1

Tremuję się, jak przy pisaniu pierwszego postu:)
Ponieważ bardzo spodobała się idea tygodnia na zdjęciach, czy takiego mixu, podsumowania na Waszych blogach, postanowiłam sprawdzić jak wyjdzie to u mnie;)

Nie sądzę, by każdy moment z mojego życia nadawał się na publikację, jednak mimo wszystko uwielbiam zatrzymywać chwile na fotografiach.
Dzisiejsza porcja fotek to mix zajęć weekendowych. Jeśli się rozkręcę i odnajdę w tej zabawie, myślę, że nie będzie to ostatni fotopost;)

Trochę kukingu...
kolacjonowanie, szpinak, zaległe walĘtynki i kluchy z lidla
Efekty nudzingu...

czarna kredka w mej dłoni, farbowanie odrostów i efekty PO
 Trochę relaksingu...

przyjemne nicnierobienie, no ZGADNIJ KTO, jak nie Jenga, pyszny NAPÓJ + wypasiona chata Rokiego :)
p.s. Nie mówcie Mu, że mam Kubę ;p
A Wy co porabiałyście w weekend?
gudnajt;)
eM.

sobota, 16 lutego 2013

Nowe, cieniowe dzieci inglotowe...

Witajcie w ten piękny?, a na pewno u mnie niesłoneczny poranek.
Wspominałam Wam we wcześniejszym poście o zakupie kilku nowych kółek Inglota. Każdy nowy kolor cienia to dla mnie mega frajda i tym samym źródło pomysłów na nowe kombinacje makijażowe. Nowe kolory śnią mi się po nocach, niektóre podpatruję u Was. Nie zbieram ich po to, by były, tylko by z nich korzystać.

Wielokrotnie planowałam pokazać Wam swoje paletki, ale wciąż czułam, że zdjęcia są niedopracowane. Wpadłam na pomysł pokazania Wam tych nowych kolorów na moich gałkach - mam nadzieję, że ta forma będzie czytelna i przejrzysta ;)

 Do moich inglotowych zbiorów dołączyły następujące numerki:



 Na dłoni swatche wyglądają mniej więcej tak:



Na oczach zaś prezentują się następująco:
Do makijażu wykorzystałam "stary nabytek" perłowy fiolet/wrzos o numerze 445.


Jeśli chodzi o jakość tych cieni, to jest ona dla mnie bardzo zadowalająca. Na bazie pod cienie (obecnie używam KOBO) trzymają się calutki dzień (10-12h). Nie rolują się, nie osypują. Cena przyzwoita, łatwy dostęp - dla mnie to  wystarczające argumenty, by inwestować w tę markę.

Cały makijaż mojej facjaty prezentuje się następująco:
Oczy: na powiekach same ingloty, rzęsy - Wonder lash mascara Oriflame; Twarz: podkład LRP Toleriane Tint, puder Synergen; policzki - face form Light od Sleek; Usta - pomadka Idealny Pocałunek, kolor Make Out Red + chłodzący błyszczyk, kolor Pink Pucker.

Jak wiecie, albo i nie, od niedawna jestem posiadaczką paletki cieni Naked 2 - Urban Decay - o niej także stworzę osobny wpis, bo mam już o niej wyrobioną jakąś opinię. To druga w mojej kolekcji taka większa, gotowa paleta cieni - jeśli jednak należycie do osób lubiących bawić się makijażem kolorowym, to uważam, iż samodzielne tworzenie wielobarwnych palet, właśnie za pomocą wkładów cieni jest najlepszą z opcji, taką autorską - sama decydujesz o odcieniach, które znajdą się w palecie.

Czy macie ochotę zobaczyć inne kolory, które mieszkają ze mną?:)
 
Dajcie znać, jakie macie plany na weekend.
Udanego relaxingu.
Leniwiec eM. (;

czwartek, 14 lutego 2013

Ja po prostu KOCHAM SIĘ :) vol. 2

Czy wiecie, że... gdyby nie Internet, TV, prasa, cały świat, sklepy, ludzie dookoła zupełnie nie zorientowałabym się, że dziś są Walentynki?
Tablica na facebooku pęka w szwach od słitaśnych fotek, boję się, że mogę zacząć wymiotować tęczą, dlatego przyszłam naskrobać parę słów do Was;)
Tak jak w zeszłym roku pokażę Wam jak bardzo KOCHAM siebie i jak ostatnimi czasy się rozpieściłam:)
Na początek rossmanowska promocja na moje ulubione ostatnimi czasy szampony Alterra, tym razem w wersji morela i przenica oraz bambus i papaja. 6,99 szt. to przyzwoity deal.


Przywieziona przez znajomego z Austrii delikatnie wybielająca i chroniąca dziąsła pasta do zębów Aronal, która cieszy się bardzo dobrą opinią na wizażu;) zobaczymy...


W aktualnej ofercie w Biedrze, zestaw 3pak płatków do demakijażu za 5,55 - nie miałam ich wcześniej, jestem ciekawa jakości.


W przyaptecznej drogerii kosmetycznej kolejna promocja na Pharmaceris'a, tym razem do cery naczynkowej - 8,99 szt. Na razie czeka w kolejce.

Zawierzenie zbzikowanej blondynce, że już nigdy nie zdradzi swojej ulubionej farby do włosów na poczet jakiegoś newsa, brzmi tak samo realnie jak obietnice o odejściu Pani W. Nowickiej;)
Ehm...no więc, zakupiłam nową farbę do włosów Schwarzkopf Color Mask - i nie zawacham się jej niebawem użyć;)) koszt 19.90 w Real'u.

Z myślą o wiosenno-letniej porze w H&M zaopatrzyłam się w oczojebne opaski do włosów (wybaczcie, ale nie potrafię innymi słowami zdefiniować tych kolorów;) -  9,90 - dwupak.
Dodatkowo trzy nowe cienie Inglot w kolorze 344, 354, 361, o których więcej i bliżej w następnej notce.

Dla zdrowotności, do jedzenia, a także w celach kosmetycznych zamiast herbatki, ziółek - owsianka z Lidla - dajcie znać, czy macie ochotę poczytać o moim zastosowaniu offsianki?

Dodatkowo niedawno w odwiedziny do PL przyjechała psiapsióła Ola, która także prowadzi bloga <klik> z upominkami dla Madzi, a także nagrodą, którą zdobyłam w Jej konkursie. Troszkę się pochwalę:
Portfelik, pierścień, korale, spinki, kolczyki, kubeczek Hello Kitty, breloczek oraz kosmetycznie -  zestawy wieeeeeeelu błyszczyków, pomadka, odżywka do paznokci Revlon, tusz Oriflame oraz korektor Collection 2000.
Cytując słowa klasyka, "wiśniówką na torcie" jest mój wczorajszy łup - nowe cichobiegi z 99 zł, na 45.00 - czyż to nie jest wystarczające wytłumaczenie?
Oczywiście, poszukiwana teraz do kompletu jest torba - gdybyście coś widziały, pomóżcie ;) dajcie linka/cynka, czy coś:) oczywiście musi pomieścić min. A4, a najlepiej to A1 :D bo ja całe życie noszę w torbie:)

Miłego popołudnia Wam życzę.
Róbta co chceta ;D
Zbuntowana eM.

poniedziałek, 11 lutego 2013

Magiczny? Lakier termiczny...

To kolejny z postów, który czekał na publikację sporo czasu... Do tej pory nie jestem zadowolona z jego jakości, lecz nie chcę dłużej zwlekać. 
Mowa o lakierze termicznym, który zakupiłam podczas zbiorczych zakupów w stacjonarnym sklepie Allepaznokcie.
Lakier termiczny zaliczyć można do kolejnych kobiecych gadżetów, obok których zwykle nie potrafię przejść obojętnie;) Cały bajer polega na tym, iż pod wpływem zmiany temperatury lakier zmienia kolor. Wg opisu ze strony producenta przy wysokiej temperaturze paznokcie różowieją, zaś w zimnie stają się fioletowe. Niby nic, a jednak coś...
  
O produkcie: 
pojemność: 10ml,
cena: 9,90
dostępność: stacjonarne sklepy Allepaznokcie, sklep internetowy, Allegro.
* w sprzedaży są także mniejsze wersje tego lakieru.
* plusem jest szeroka gama kolorystyczna, jednak warto zdecydować się na kontrastowe kolory, 
by dało się zauważyć efekt. 
  Ponieważ podczas zakupów we wspomnianym sklepie kupiłam także zamsz oraz kawior do paznokci nie mogłam się powstrzymać, by nie przetestować wszystkiego na raz. Pierwsza próba wyglądała następująco (na serdecznym paznokciu zamszyk):

Jako, że efekt nie dokońca mi się podobał, zmyłam termiczny i nałożyłam go od nowa, tylko trochę grubszą warstwą.
Aby efekt był satysfakcjonujący winno się nakładać 3 cienkie warstwy, jedna po drugiej, pamiętając, by każda z warstw była dokładnie wysuszona. Dobrze jest użyć tzw. base coat'u (lakier bazowy), dzięki czemu produkt termiczny będzie miał lepszą przyczepność do naturalnej płytki - wg. opisu producenta.

Kolejne podejście - wczoraj - zawzięłam się, by pokazać Wam fajność tego produktu, jednak znów się rozczarowałam...

Czego się czepiam? Już odpowiadam... 
Próbowałam wszystkich możliwych sposobów, by znaleźć patent na wysychanie tego ustrojstwa, jednak za każdym razem kończyło się fiaskiem. Ten lakier schnie dłużej, niż pranie na balkonie zimą :(
I mimo całej sympatii do niego, że "tak fajnie zmienia kolory" to jest do pipla;/ z wysuszaczem, w 3 godzinnym bezruchu, z suszarką z zimnym powietrzem, ni cholery, nie ma na niego rady:(

Ostatecznie, po 10 godzinach na paznokciach lakier zdecydował się żyć swoim życiem, dosłownie, pogniótł się oraz ściągnął/zbiegł. Aby nie być gołosłowną oto dowód:

Nawet nie będę wspominać, jak prezentował się on dziś rano, po nocy, a już po zmywaniu naczyń był tylko na połowach płytki paznokcia.
W ocenie ogólnej dostanie 2/5. Plus za patent i fajny wygląd na płytce (szkoda, że tak krótkotrwały). 
  
*** 

Co sądzicie o takim wynalazku? Może znacie jakąś inną markę produkującą termiczne lakiery, które wysychają?:))
 xoxo
eM. 

czwartek, 7 lutego 2013

Mój zbiór pędzli

Do tego postu zabierałam się milion razy, a to złe światło, a to pędzle w praniu, a to jakieś nowości doszły do zbioru, musiałam je przetestować...tym sposobem minął grubo ponad rok.

Ale może zacznę od początku. Makijaż i metamorfozy z nim związane interesował mnie od zawsze. 
Eksperymentowałam na sobie, koleżankach, na Bliskich :) w połączeniu z ekstrawaganckimi fryzurami (które również lubiłam wymyślać) stałam się charytatywną upiększycielką:) Z biegiem lat sprawa ucichła, aż do czasu, gdy odkryłam urodową stronę You Tube'a (ok. 3 lat temu). Znów zaczęłam się wkręcać w kosmetyczny światek i tak zakupiłam pierwszy komplet pędzli LancrOne. Kilkanaście sztuk pędzli z ponoć naturalnego włosia, w specjalistycznym pokrowcu - czułam się dumna jak paw. Miłość nie trwała długo, bo przekonałam się na własnej skórze o jakości co poniektórych. Tak mniej więcej wygląda jeden z efektów Naszej współpracy;) Ponieważ to pędzle do podkładu najbradziej mnie fascynowały Pan Mikołaj na Gwiazdkę 2011 powiększył pędzlową rodzinkę o parę sztuk Hakuro. Potem Targi Urody w Łodzi i do kolekcji dołączy Maestro, w między czasie jakieś pojedyncze egzemplarze innych marek i tak uzbierało się trochę tego:)

Dość gadania, przejdę do konkretów. Podzieliłam mój zbiór na kategorie, co by wygodniej się je oglądało. Być może w przyszłości sklecę post dotyczący charakterystyki danego rodzaju pędzla, czy też marki, albo jakiejś recenzji porównawczej, ale nie wszystko na raz;) 

W pierwszej kategorii plasują się chyba ulubione pędzle do podkładu. W większości to pędzle typu flat top - syntetyczne, z krótkim, dwukolorowym, dobrze zbitym (zwykle mięciutkim) włosiem.

  • Najwyższy to Maestro nr 140 w rozm. 20. - naturalne włosie, 
  • języczkowy pędzel LancrOne (wiele razy odpadła mu głowa) - ponoć włosie naturalne
  • Hakuro h50S - włosie syntetyczne, mięciutkie i milusie
  • Hakuro h51 - jw.
  • Hakuro h52 - jw.
  • ten różowy dwustronny kikut to języczkowiec z Primarka.
*W związku z tym przypomina mi się tu pewna anegdota, gdy po uszkodzeniu "skunksa" LancrOne szukałam szybko zamiennika, wybrałam się do jednego z łódzkich Inglotów - zapytawszy czy mają pędzle do podkładu typu "flat top", pani odpowiedziała mi, że niestety oni mają tylko pędzle Inglota;) Do dziś uśmiecham się pod nosem, gdy ta Pani mnie obsługuje;)

Kolejna kategoria to pędzle do różu, bronzera, rozświetlacza.

  • Wachlarzowy pędzel Oriflame, przeszedł wiele, ale świetnie konturuje mi się nim twarz ziemią egipską,
  • Hakuro h22 mały, niepozorny (nie wiem jak mogłam chcieć go sprzedać ) doskonały do matowych bronzerów, o także to różnych róży, czy rozświetlaczy - w każdej z dziedzin mi się sprawdza,
  • Hakuro h24 - ścięty pędzel do różu
  • Maestro 155 - tzw. jajko, do konturowania/ różu, włosie syntetyczne - które lubi gubić
  • beznumerkowy ścięty LanrOne
Trzecia kategoria, skromniutka, a w niej pędzle do pudru:


Oba mają syntetyczne, niewypadające włosie, są miłe w dotyku.

Ostatnia, najszczersza kategoria to pędzle do oczu:

Można tu znaleźć m.in. zestaw Ecotools (moich ulubionych) oraz pojedyncze egzemplarze np. pozostałości po zestawie LanrOne, Maestro, Hakuro, L'Oreal, Revlon, Avon, Oriflame, Essence, czy W7.
Nie będę się rozdrabniać z opisem szczegółowym każdego z pędzli, bo nie skończyłabym chyba do jutra.
Pędzle dzielą się na:
  • do brwi/ew. do kresek,
  • dwie małe kulki do załamań, czy kącików oka,
  • dwa puchacze do rozcierania,
  • parę pędzli języczkowych ściętych na ukos, do aplikacji cieni na ruchomą powiekę,
  • ok. 2 szt. pędzli ściętych na ukos, które fajnie sprawdzają się przy łuku brwiowym.
 Najbardziej (co chyba widać) lubuję się w pędzelkach do tworzenia różnokolorowych kresek.

Co do ich lokum, to jest to nieustająco zmienna kwestia (obecnie doniczka z Ikei). Mieszkały już w wielu pomieszczeniach. Nie znalazłam jeszcze złotego środka, który nie zajmowałby dużo miejsca, był wygodny w użyciu, a przy tym ładny.
Jakby, któraś z Was miała jakiś fajny pomysł, to będę wdzięczna za podpowiedź w komentarzu:)

 ***

 Ciekawa jestem, czy którąś z Was urzekła moja historia;) nie sądziłam, że jestem w stanie napisać ta długie opowiadanie dotyczące patyków z włosami do malowania:)

Czy Wy macie swoje ulubione pędzle? Rodzaj? Markę? Może coś polecicie?
Marzy mi co nieco z Real Technics, ale na razie obowiązuje mnie wstrzemięźliwość zakupowa;)

Całuski.
Pączusiowa eM.
P.S. Wiedziałam, że o czymś zapomnę - chciałam dodać, że nie trzymam się rygorystycznie przepisów, że jeśli dany pędzel jest do różu, to nie mogę go użyć do podkładu na przykład;) bez ciśnień.
Druga rzecz - odradzam zaopatrywanie się w pędzle w chińskich szopach, czy targach. Nie byłabym sobą, gdybym po taniości nie sprawdziła - szkoda nawet tych groszy na buble wszech czasów, co to nijak się sprawdzają:/