poniedziałek, 26 grudnia 2011

Święta, Święta i po Świętach...

Tyle zamieszania, tyle przygotowań, tyle włożonej pracy, zaangażowania i już praktycznie po wszystkim.
Tegoroczny czas świąteczny przeminął szybciej, niż opady śniegu w centralnej Polsce. W związku z tym, postanowiłam uwiecznić parę chwil okiem obiektywu, co zawsze jest dobrą pamiątką.

Na początek część podarunków ...


Dziękuję Święty Mikołaju
 ... wśród prezntów, jakimi obdarował mnie Św. znalazły się wymarzone pędzle HAKURO, h24, h51 oraz h52. Nigdy nie miałam z nimi styczności, to też jestem niesamowicie szczęśliwa, że zameldowały się w mojej kosmetyczce.
Czerwony nie zapomniał o moim fanatyzmie HELLO KITTY :D
A także nowym stojaczku na biżuterię w kolorze sypialni.


Oczywiście prezenty to nie wszystko...


Nie omieszkałam sfotografować przysmaków, nietradycyjnych, lecz będących świetną alternatywą dla znudzonych oklepanymi daniami.
Tym razem byłam tylko "reporterką", a przysmaki wyszły spod przysłowiowego noża Familii.

Jako pierwszy na tapecie będzie kurczak, kurczol, kurczaczek, cziken, przygotowywany na butelce od piwa. Mięciusi, o nowatorskim smaku, inny niż wszystkie, zrobił furrorę wśród wygłodniałych domowników. Zdjęcia demonstrują 3 etapy Pana Kurczaka.
Świeżo opsypany bladzioszek, przed opalaniem.
Lekko zarumieniony w trakcie.
A także w pełnej klasie zjarany, w sam raz do schrupania :)





---

Kolejnym wyjatkiem od reguły może być łososiowa przystawka.
Na grubszych plastrach zielonego ogórka kładziemy pokaźną łyżeczkę smakowego, doprawionego twarożku (świetnie komponuje się np. chrzanowy), następnie kawałki wędzonego łososia przyozdobione paroma płatkami migdałów, kaparami i kropeczką ostrej, węgierskiej pasty paprykowej i voilà.
Mała rzecz, a oko się cieszy.


 
---


Ostatnim z pomysłów, o którym chciałabym wspomnieć są francuskie babeczki. Tak, wiem, dużo łososia, ale ostatnio to nasz ulubiony smak. A skoro tak niewiele potrzeba do szczęścia, to czemu się nie uszczęśliwić?
Farsz babeczek to sos szpinakowo - czosnkowy, urozmaicony kawałkami łososia, wierzch ponownie okrywają migdałowe płateczki. Mmm...

---

Być może któryś z pomysłów będzie inspiracją sylwestrowych balów domówkowych. Ja niedługo również muszę zabrać się za oryginalne komponowanie takowego menu, by móc zaskoczyć swych gości. Jakieś pomysły?

eM.

czwartek, 22 grudnia 2011

Ho Ho Ho, Merry Krismas:)

Na wstępie,

***
Tradycyjnie,
o tej porze,
robię to,
co każdy może.
Z głębi serca,
ślę życzenia
z okazji Bożego Narodzenia:)

***




Już za chwilę, już za momencik, przyjdzie Nam dzielić się przy stołach  opłatkiem, otwierać cudnie zapakowane paczuszki, zajadać się świątecznymi przysmakami.
Dziś więc chciałam zamieścić ostatni post nawiązujący do brokatowych bombek, grubasków w czerwonych kubraczkach z białą brodą, itp., bo ile można:)


Na początek krótki, świąteczny rebusik, który mam nadzieję rozweseli buzie czytających.




Rozwiązanie na końcu :)

***





Tak jak pisałam w jednym z pierwszych postów zakupiłam w AVONie efektowny garniturek na butelki.
Zdaję sobie sprawę, że jest to rzecz sezonowa, ale ja chyba jestem taką gadżeciarą i takie niby zwykłe głupotki poprawiają humor:)

Mam także fartuszek z identyczną facjatą Pana Mikołaja, więc całość jest bardzo krismasowa:D

Poniżej, jak i na samej górze widać kolejne fanaberie nt. stroiczków, zastępujących pięknie przystojone drzewko choinkowe.

Prezenty zapakowane, mieszkanko odpicowane, 24 grudnia PRZYBYWAJ !






Rozwiązanie rebusu jest chyba oczywiste: OZDÓBKI NA CHOINKĘ ! :)))

Em.



niedziela, 18 grudnia 2011

Coraz bliżej Święta, coraz bliżej Święta...

 Tytułowe Święta zbliżają się w tempie ekspresowym. Dopinanie na ostatni guzik wszystkich przygotowań zabiera masę czasu. Mimo, że w tym roku spędzę ten magiczny czas poza domem, nie omieszkałam go przystroić i przybrać w świąteczne akcenty.
Szukałam alternatywy dla choinki i oto moje propozycje:

No 1


No 2


No 3



Pośród ozdób znalazły się zeszłoroczne akcenty, o których wspominałam, we wcześnieszym poście.



 






 






Dzięki tym "świętoumilaczom" tegoroczne "zimowe" wieczory nabierają innego, przyjemnego wyglądu.



Dodatkowo, uroku dodają różnorakie świeczuszki, zapachowe, kolorowe, o obłych kształtach, w zabawnych świecznikach, to też nie mogłam oprzeć się pokusie nowości firmy AirWick - Świeczce Multicolor ... - czyli jak widać na załączonym obrazku, świeczce, która w momencie standardowego palenia się zmienia kolory.
Dostępne są 3 warianty zapachowe. Ja skusiłam się na czekoladową pokusę z nutką kardamonu, wabi mnie też lilia otulona satyną. Najmniej zaś kusi cynamonowe jabłko przy wieczornym kominku.
Swoją drogą  nazwy już same w sobie są fajnym chwytem reklamowym :)
Ich cena waha się między 11,00 a 15,00 zł - w drogeriach Rossmann, a także większych hipermarketach.
Jak na cenę świeczki to dość sporo, ale czy to nie doskonały, drobny upominek dla bliskich?


Czy Wasze domki również nabierają świątecznych "czerwonych rumieńców"?

xxx

Em.

piątek, 9 grudnia 2011

Welcome back :)

Jak ja uwielbiam PIĄTKI :)
Banan na twarzy od samego rana! (mimo telefonicznej pobudki o 7:30 w NOCY - o zgrozo! przez Pana Kuriera).
Piątki zawsze rozpoczynają weekendy = błogie lenistwo, spotkania ze znajomymi, nadrabianie zaległości telewizyjnych i tak dalej i tak dalej:)

Ten tydzień zleciał mi bardzo szybko, a to za sprawą wielu sprawunków, zadań, obowiązków, które miałam wyznaczone.

Na początku tygodnia udało mi się zaliczyć IKEĘ.
Bardzo lubię ten sklep, ich nieskomplikowane rozwiązania meblowe i akcesoriowe. Zawsze w koszyku znajdzie się coś, czego nie miałam na liście, bo te kolorowe różności ciągle krzyczą do mnie z półek - MADZIA WEŹ MNIE ! No to co mam zrobić? Przecież nie zostawię ich na pastwę losu:)
Tym razem poza paroma rzeczami stricte do domu (które pokażę niebawem) zaciekawiło mnie COŚ, zupełnie nie kojarzącego się z IKEĄ:


Kształt, a także kolorystyka doskonale pasować będzie mi do łazienki, więc skusiłam się na "delikatny" balsam do ciała, o ciekawym, świeżym zapachu, trudnym do określenia. Jest go aż 500 ml, a za cenę ok. 8 zł, sądzę, że to dobry deal.
Używam go od wtorku. Niewiele zatem mogę powiedzieć - tytułem wstępu, to może tyle, że ma fajną, rzeczywiście delikatną konsystencję, szybko się wchłania . Ale... gdy rano się nim wysmaruję nie czuję tego zapachu po paru godzinach na skórze (w przeciwieństwie do innych balsamów, m.in. z Avon-u). Zobaczymy jak moja skóra stanie się "delikatna" po dłuższym użytkowaniu. Na chwilę obecną nie chcę go skreślać od tak...

Udało mi się także w tygodniu odwiedzić jedną z mniejszych drogerii kosmetycznych. Coraz rzadziej można spotkać takie małe sklepiki, niestety giną one pośród Rossmanów, Superpharm, itp. Choć może to tylko moje osobiste wrażenie, gdyż w moich okolicach taki sklep to zjawisko.
Przechodząc do meritum - znalazłam tam:


Lakiery VOLARE po 2 zyle. Żal nie brać. Nie znam marki, ale po pierwszych próbach, <nie zapeszając>, mam czwarty dzień na paznokciach ten malinowy i zachowuje się bardzo przyzwoicie. Kolejna rzecz to DERMACOL - bardzo kryjący, ciężki, mocno napigmentowany podkład/kamuflaż, który również może być traktowany jako korektor.
Z tym produktem trzeba być BARDZO ostrożnym, bo można sobie zrobić krzywdę. Nałożony bez jakiegokolwiek kremu daje efekt okrutny. Mam już jeden taki, który kupiłam w okresie letnim. Na obecną chwilę jest za ciemny i nowym kolorkiem został nr 213 do cery normalnej-ciepłej. Może w weekend znajdę chwilę, by wgłębić się w temat tego kosmetyku,
jak i innych, które goszczą się w mojej kosmetyczce.
Dość obszerną recezję, a także "instrukcję obsługi" przedstawiła U-tubowiczką MissHeledore, na swoim kanale You Tube. Nie wiem, czy wolno mi zamieszczać bezpośrdenie linki, toteż nie ryzykuję. :)

Obecnie odliczam czas do zakończenia dnia pracy i obmyślam zajęcia na weekend. Chcę m.in. przyozdobić swe mieszkanko na "świątecznie", by poczuć Magię Świąt :) nie omieszkam podzielić się fotkami, gdy dopnę wsio na ostatni guzior.

Miłego weekendu :)

eM.



niedziela, 4 grudnia 2011

Słowo na niedzielę...





Korzystając z niedzielnego lenistwa, po pysznej zupce pomidorowej, (którą mogłabym jeść do końca życia, bezendu :) sklecę parę słów na swym raczkującym blogu - to brzmi dumnie ;)






W tym roku mikołajkowy prezentodawca odwiedził mnie chwilkę wcześniej, pozostawiając mi prezenciki bezwzględnie w moim stylu :) Dziękuję :*


Mikołajowa świeczka doskonale podpasowała mi pod filcową podkładkę w renifery, którą kupiłam niedawno za 6 złociszy.
Dzięki takim drobnym akcentom zaczynam czuć coraz bardziej zbliżające się święta - mimo braku białego puchu, który o tej porze powinien już dawno okrywać trawniki, gałęzie, czy dachy domów...


Swoją drogą, ciekawa jestem, jak ten mikołajek, a raczej dwa Mikołajki :) wpadły na to, że Sparks jest w moim guście, niebywałe, na prawdę... :D

Książki autorstwa Nicholasa Sparksa od zawsze wzbudzały we mnie emocje. Chyba jeszcze nie trafiła mi się żadna jego książka, przy której bym nie płakała, no ale taka już ma uroda...
Nie lubię czytać innych książek, jak te romantyczne, obyczajowe, z pięknymi happy endami, bo przecież życie i cały świat jest wystarczająco okrutny, to też po co mam się bardziej smucić i pogrążać, czyż nie?


* * *


Kolejną część mojej notki przeznaczę jednemu z moich niedawnych odkryć kosmetycznych.

Jest nią odżywka do paznokci marki EVELINE.

Na jednym z kosmetycznych blogów jednej z dziewczyn nalazłam notkę (o tu: http://skonfundowana-panna.blogspot.com/) o nowościach do paznokci tej firmy, zachwalała ich nową, szwajcarską recepturę, a także efekty, jakie można uzyskać po stosowaniu.


Ja próbowałam już wielu produktów...Złota odżywka, niegdyś sławetna Sally Hansen.


Dobrze zapowiadający się Nail Tek 2 (który też zamówiłam, po super recenzji jednej Jutubowiczek/Bloggerek) http://nissiax83.blogspot.com/

A także wiele, wiele innych, co widać na załączonym obrazku.


Efekt, na którym mi zależało, to regeneracja płytki paznokcia,  a także coś, co zapobiegałoby rozdwajaniu się końcówek oraz łamaniu i powstawaniu tzw. zadziorków.
Nigdy nie obgryzałam paznokci, kształt płytki też jest ok, ale wspomniane wyżej problemy, uniemożliwiały mi zapuszczenie jednej długości, równych, wypiłowanych, lśniących, naturalnych pazurków.

Nie sprostały mym problemom droższe marki, tylko o dziwo polski produkt, z niższej (w przedziale cenowym) półki.

Jak pisze producent jest to: "Ekstremalnie wzmacniająca odżywka zabezpieczająca słabe paznokcie przed łamaniem, pękaniem
i rozdwajaniem. Formuła z tytanem i diamentami tworzy na powierzchni paznokci supertwardą powłokę, która zabezpiecza przed kruchością, łamaniem i uszkodzeniami. Odżywka wzmacnia i dogłębnie nawilża, zapewniając elastyczność i zdrowy wygląd paznokci.

Sposób użycia: codziennie nakładaj jedną warstwę preparatu bezpośrednio na paznokcie. Po trzech dniach zmyj nałożone warstwy i rozpocznij czynność ponownie. Stosuj regularnie, gdyż każda nakładana warstwa wnika w płytkę, zapewniając ekstremalne wzmocnienie i utwardzenie paznokci".Źródło: http://www.eveline.com.pl/product/id/1590

Początkowo stosowałam instrukcji, później zaś produkt ten był moją bazą podkładową, na którą nakładałam kolorowe lakiery.


Tak właśnie prezentują się mniej więcej efekty po mniej więcej
3 miesiącach stosowania (na początk regularnego, potem zaś sporadycznego).
Paznokcie przede wszystkim niebywale się wzmocniły. Bardzo dużo czasu spędzam przed komputerem, stukając w klawiaturę, to też pazurki, były osłabione. Prace domowe również dawały im się we znaki.
Na dzień dzisiejszy nie zapeszając sądzę, że spokonie mogłabym nimi wkręcać śrubki - są tak twardę, że nieźle można sobie zrobić krzywdę, choćby się drapiąc :P Mam nadzieję, że efekt utrzyma się długo. Obiecuję sobie dołożyć wszelkich starań, by tak było :)

Ale ponieważ jak to kobitka, chciałam spróbować czegoś nowego. Za daleko się raczej nie posunęłam, bo marka ta sama, ale... tym razem jest to Eveline cosmetics 8 w 1 - efetywna i ekpresowa regeneracja.

Mam zamiar stosować ją profilaktycznie, znów raczej jako  base coat, aniżeli dostosowywać się do porad producenta.
Liczę, że i tym razem się nie zawiodę :)





W mojej ulubionej szufladzie skrywam "parę" innych skarbów, ale o tym może kiedy indziej :)



eM.

piątek, 2 grudnia 2011

Home sweet home...

Gdy przypomnę sobie, że w grudniu 2010 roku moja sypialnia wyglądała tak...


...to łezka się w oku kręci.
Tony kurzu, cementu, gipsów, tynków i innych ustrojstw doprowadzało do szewskiej pasji...



Na szczęscie dzięki sprawnej ekipie, estetycznych szlifach, paru litrach farby, jeszcze większej ilości środków czystości, tuż przed świętami mogłam wprowadzić się do swego gniazdka i powolutku zacząć zabawę w urządzanie i dopieszczanie szczegółów.





Za parę dni minie rok, od momentu, gdy wkroczyłam w samodzielne życie, wiele rzeczy się pozmieniało. Ale najbardziej cieszącym faktem jest to, że to moje dwie własne, osobiste ręce włożyły wkład i trud w to, by zmienić poremontowy kąt w swą własną przystań... po części babską przystań.

Oczywiście nie mogę zapomnieć o wielu osobach, które się przyczyniły w urzeczywistnianiu mego "american dream", ale Ci co mają wiedzieć, na pewno zdają sobie sprawę, że BAAARDZO za wszystko im DZIĘKUJĘ ! :)


Czas przedświąteczny jest o tyle fajny, że można w niekoniecznie drogi sposób ślicznie przyozdobić, udekorować mieszkanko, tak by biło od niego ciepło, mimo np. zakręconych kaloryferów ;)

Ja osobiście uwielbiam ozdóbki, począwszy, od najdurniejszych łańcuchów, wazoniczków, grubaśnych Mikołajów, a skończywszy, na urodzajnych girlandach, brokatowych gwiazdach, czy też wypasionych choinkach.
W zeszłym roku miałam niewiele czasu, by na tip top wszędzie zamocować świąteczny akcent, tak więc mam nadzieję, że w tym roku postaram się bardziej.
Tak to się mniej więcej prezentowało:







Ostatnie zdjęcie przedstawia ŚNIEG/ZIMĘ  - jakby ktoś nie wiedział, nie pamiętał, wklejam fotkę :)

Zdaję sobie sprawę, że moje wnętrze nie prezentuje się jak z najnowszego katalogu "blekredwajtu", ale jest moje i mnie się podoba.

M. ofiarowała mi te śmiszne ubranka na krzesła - już nie mogę się doczekać, aż je wyciągnę
i przyodzieję je ponownie.
Do kompletu znalazłam w nowym minikatalogu Avon równie odjechane ubranko świąteczne na winko, a także rękawiczki na sztućce :) czyż nie sa słodkie?





Skuszę się chyba jednak tylko na "pokrowiec winnny", bo wg mnie 29,90 zł za tylko cztery sztuki "rękawiczek sztućcowych" to dosyć sporo...
Tym jakże optymistycznym akcentem kończę swój wywód, by w spokoju odliczać godziny do rozpoczęcia w pełni zasłużonego weekendu :)

eM.

czwartek, 1 grudnia 2011

Madziella gotuje... :)

Zdaję sobie sprawę, iż dla wielu kobiet gotowanie to normalna rzecz, ale gdyby ktoś w zeszłym roku o tej porze powiedział mi, że jednym z moich ulubionych miejsc będzie kuchnia i przygotowywanie coraz to nowszych, wymyślniejszych potraw to zaśmiałabym się w głos...

Nie potrafię robić przegrzebek, czy suszi (wszystko jeszcze przede mną), ale uwielbiam odtwarzać przepisy znalezione w sieci, podpatrzone czy spróbowane u kogoś, tylko zrobione, tak na własny sposób.


Tak wygląda moje pobojowisko. Lapek, nieodzowny przyjaciel, gdy zżynam (najczęściej) z kotlet.tv kolejny genialny przepis:)))

  

Tutaj na przykład mój pierwszy w życiu naleśnik ;)
Nie wiem czy tylko mi się zdaje, ale odnoszę wrażenie, że on się do mnie uśmiechał :D



Tak swoją drogą to robienie różnorakich zdjęć to również moja kolejna minipasja ;)
Nie są one, ani profesjonalne, niekiedy spontaniczne, nieprzemyślane, ale takie są chyba nafajniejsze;)

Gdy wbiję się już całkowicie w rytm i działanie bloggera, mam nadzieję, że będę mogła uwieczniać
w postach moje kulinarne poczynania krok po kroku, takie "łopatologiczne", bo ja - dla samej siebie muszę mieć takie instrukcje, ;)

P.S. Jeśli ktokolwiek przez przypadek czyta to, co piszę i może mi na przykład podpowiedzieć, choćby odrobinę o pewnych aspektach technicznych blogspotu, to byłabym przewdzięczna ;)

eM.

środa, 30 listopada 2011

Początki są trudne...

Witam serdecznie w moich skromnych prograch:)

Jejuś, jak się stresuję...
Od czego by tu zacząć...
Mam na imie Magdalena - jestem kobietą (szok, co? :P), ćwierćwieczną, chyba zwyczajną, a może i nie...
Niepoprawna romantyczka, zakupoholiczka, trochę pokręcona, uwielbiająca piękno pod każdą postacią.

Jak się znalazłam na bloggerze...hmm... Internet, to straszne ustrojstwo,
z którego korzystam aż zanadto każdego dnia...
Któregoś razu "szperając" w sieci weszłam na jakiś modowy blog i tak wciągnęłam się jako obserwator wielu znanych i mniej znanych polskich
(z reguły) szafiarek.
To mniejsze zło... chwilę potem, poszukując opinii nt. jednego z urodowych produktów znalazłam się, jak to wyczytałam na jednym z "dowcipnych" portali... w "dziwnej części You Tube.
Kosmetyki, haul'e, ulubieńcy miesięcy, outfity, itp najróżniejsze nazwy wciągnęły mnie w świat urodowy jeszcze dogłębniej. Stałam się przez to nałogową jutuboholoiczką:/

Po co się tu znalałam?

Chciałam mieć swój "mikroskrawek powierzchni" w tym wirtualnym świecie, by móc dzielić się z innymi radami, móc rozmawiać o kosmetykach, gotowaniu, serialach, promocjach, ciuchach, promocjach, facetach, promocjach i o czym tylko będziemy chciały :)))
Tyle tytułem wstępu, zapewne szybko zamieszczę kolejny post, by był on odrobinę bardziej wciągający niżeli te pierwsze wypociny.

eM.