środa, 29 sierpnia 2012

♥ Pocztówka z wakacji ♥

Rzeczywistość pourlopowa jest straszna i niestety nie do ogarnięcia przeze mnie. Rozleniwiłam się niemiłosiernie, co odbija się na mojej niesystematyczności, a to z kolei wywołuje wyrzuty sumienia :(
Ażeby przywrócić dawny tok mojego bycia tutaj, zakończę swoje nadmorskie bujanie w obłokach urlopowymi migawkami:)

  
 
Rozpoczęcie urlopu nie zapowiadało się ciekawie...
 Po dopłynięciu do celu i zobaczeniu mojego najulubieńszego widoku humor od razu się poprawił!:)


Oczywiście musiałam pozostawić po sobie ślad...
 
Obowiązkowo  w nadmorskim menu musiała znaleźć się rybka, która nad morzem smakuje wyjątkowo...można ją jeść...,
 jeść...,
 i jeść...,
 i jeść...:D
Gdy jednak potrzebna była odmiana do głowy przychodziły różne pomysły..., a jak wiadomo potrzeba matką wynalazku..., bo kto powiedział, że do zrobienia grilla potrzeba grilla:D
Piwo w "jodowanej" atmosferze ma niesamowity smak...
 Parę łyków później perspektywa się zmienia...:)
Każdy umilał sobie czas na swój sposób...
 

Najważniejsze jednak, że razem... ♥



 
Szkoda, że ten czas tak szybko leci, do zobaczenia za rok...
A jak minęły Wasze wakacje? Wypoczęłyście? A może urlop przed Wami? Chętnie poczytam o Waszych przygodach.
Ściskam
eM.

sobota, 25 sierpnia 2012

Jasny księżycowy blond i ja

Witajcie po chwili nieobecności. Po naładowaniu akumulatorów małymi kroczkami ponownie wtapiam się w blogosferę. Na początek aktualizacja kolorystyczno-włosowa.
W związku z uroczystością weselną, w której brałam niedawno udział rytualne pokrywanie odrostów odbyło się po 3 tygodniach od ostatniego.
Na celowniku farba firmy Delia nr 9.1. o sympatycznej nazwie "jasny księżycowy blond".
Pani na pudełku, prezentująca kolor trochę mnie zniechęciła siwizną, ale naoglądałam się zdjęć innych blondblogerek i chciałam sprawdzić co ciekawego wyjdzie na mej głowie.
O samej farbie:
Produkt zakupiłam w Rossmannie, bez promocji 6,99 szt. 
(przy mojej długości włosów 2 opakowania).
W pudełku także miłe zaskoczenie -poza tubką kremu koloryzującego (40 ml), dwiema saszetkami aktywatora (2x25 ml) oraz rękawiczek znaleźć można dwie pokaźne (2x15ml) saszetki bardzo ładnie pachnącego balsamu utrwalającego kolor.
Odrost mój może nie był za duży, ale niestety odróżniał się od reszty swą brzydką żółcią.
45 minutowy (wydłużony odrobinę niż zalecany czas) seans z Delią zaowocował zniwelowaniem żółtka na głowie i dał bardzo przyjemny efekt.
 

lewa - przed, prawa po koloryzacji
 Na zakończenie miks efektu końcowego.
Moje zdanie:
Farba poradziła sobie ze zniwelowaniem żółtej poświaty, choć spód włosów nie załapał tak samo intensywnie jak czubek (co jest u mnie nagminne).
Cena w porządku.
Dostępność w moim mieście nieco ograniczona.
2 zł różnicy w cenie między Szlachetną Perłą Joanny, a mam dwa balsamy po koloryzacji, które mają pogłębić kolor.
Sądzę, że powrócę do tej farby, bo efekt zadowolił mnie, tak jak rezultaty po szlachetnej perle.
Ogólna ocena: 9/10

Kolejny na tapecie będzie L'Oreal lub Garnier, no chyba, że mym oczom ukaże się kolejne nowe mega cudo:)))  Mam nadzieję, że następne farbowanie nastąpi po nieco dłuższym odstępie czasu, by włosy trochę odpoczęły, lekko ze mną nie mają ostatnimi czasy:)

 ☼☼☼

xoxo
eM.

środa, 22 sierpnia 2012

The winner is... - wyniki rozdania

Witajcie serdecznie Moje Drogie Panie!
Na razie jestem tylko na momencik, ponieważ wciąż urlopuję. 

Jako, że chciałam się wywiązać  z blogowych zobowiązań, czyli wyników rozdania, podłączyłam się do sieci. Ogólnie ciężko u mnie z Internetem, a widzę, że wiele się dzieje, pełno komentarzy, nowych Czytaczek, świeżutkich postów na Waszych blogach – chyba będę musiała po urlopie wziąć tydzień na żądanie, by nadrobić internetowe zaległości:)
Dobra, nie przedłużam, nie marudzę. Wróćmy do wyników rozdania.
Rozpoczęło się ono: 16-07-2012 r.
Zakończyło: 19-08-2012 r.
W rozdaniu wzięło udział:  138 osób
Pozostawiono  komentarzy:  138
Warunki spełniło: 130 osób
Przybyło: 150 Czytaczek
Niektóre z Was wzięły udział po kilka razy:), w niektórych przypadkach nick obserwatorski jest inny, niż został podany, bądź w ogóle nie znalazłam takiego obserwatora:(

LOSOWANIE


Bęben maszyny losującej jest pusty
Następuje zwolnienie blokady…
Tramtararam taram…
The winner is - Kinia

 

Gratuluję kochana – czekam na adres do wysyłki nagrody pod adresem przystanbabska@gmail.com
*na adres czekam do 26-08-2012 r. – w przypadku braku odzewu, losowanie odbędzie się ponownie.
Całej reszcie, która wzięła udział w moim pierwszym tego typu przedsięwzięciu serdecznie dziękuję . Mam nadzieję, że „pobawimy się” tutaj jeszcze nie raz! :)

Tymczasem wracam do smażingu, plażingu, leżingu i relaxingu, odezwę się niebawem.
Całuski
eM.

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Puder do rzęs?

Tak, tak, wspominałam Wam niedawno o moim nowym nabytku  - Volumizing Lash Powder od Essence.
Puder ten ma dodać rzęsom objętości, pogrubić je, sprawiać, by spojrzenie było takie "hipnotajzing":))
O produkcie:
"Absolutna innowacja: dzięki pudrowi zawierającemu syntetyczne włókienka uzyskasz efekt sztucznych rzęs. Jak osiągnąć taki efekt: nałóż na rzęsy swoją ulubioną maskarę, nanieś puder na jeszcze niewyschnięte rzęsy a następnie pokryj ponownie rzęsy maskarą. Rezultat: spektakularne rzęsy z efektem wow! Szczoteczka dostępna w zestawie z pudrem".
Koszt: ok. 12 zł
Pojemność: 1,8 g
Instrukcja obsługi:
Nanieść na rzęsy swoją ulubioną maskarę, następnie, gdy jeszcze jest "wilgotna" nakładamy puder albo dołączoną szczoteczką, albo czymkolwiek się chce:)), następnie nakładamy drugą warstwę tuszu (może być to ten sam, albo inny). Prawda, że proste?
U mnie efekt prezentuje się to następująco:

Mój tusz to Wonder Lash Mascara z Oriflame, krzywe kreski zaś narysowane lajnerem Wonder także z Ori.
Plusy:
- Przy odpowiednio dobranym tuszu do rzęs możemy rzeczywiście uzyskać efekt, jaki obiecuje Nam producent (niekoniecznie musi być to tusz essence);
- przyzwoite opakowanie;
- wygodna, nieskomplikowana aplikacja;
- produkt niedrogi;
- wydajny;
 Minusy:
- produkt się osypuje- z biegiem czasu doszłam jednak do wprawy ile produktu nabrać, by nie osypał mi się na połowie twarzy, gdy coś jednak się napaprze konieczne jest omiecenie twarzy pędzelkiem :)

Reasumując, produkt wart jest uwagi, dla osób o normalnych rzęsach (ni to krótkich, ni to długich), takich jak moje. Fajny bajer, dobre rozwiązanie dla osób mających problem ze sztucznymi rzęsami (czytaj ja). Za tę cenę polecam wypróbowanie wszystkim frikom kosmetycznym, które jeszcze nie próbowały.

Ogólna ocena: 8/10.

Nie byłabym sobą, gdybym nie zapytała o Wasze doświadczenia w tej sprawie?
Lubię z Wami plotkować
Ściskam 
eM.

 ☼☼☼
P.s. Niebawem udaję się na zasłużony urlop, więc moje bycie w blogosferze może się ograniczyć. Jednak gdy tylko akumulatory się naładują odmelduję się - ajpromis:D

sobota, 11 sierpnia 2012

Ślimak na lato?

W czasach podstawówki (dawno, dawno temu - szalone lata 90') panowały różne dziwne mody:) getry z lajkry, ortalionowe tęczowe dresy, frotki oraz tweestery a'ka "sofitsotweest". Pamięta ktoś?
Przy jednych, z zakupów internetowych skusiłam się na to dziwnie wyglądające ustrojstwo, za ok. 5 złociszy, które odrobinę przypomina mi tego tłistera sprzed lat, jednak ten bieżący jest plastikowy, a nie druciany owinięty misiowatym materiałem (welur czy coś).
W opakowaniu znajdziemy nasze urządzanie oraz cudowną, "jasną" i czytelną instrukcję :)

Sam produkt wygląda tak:

Koszt nieduży, dostępny na allegro, pod hasłami - spinka do upięcia koka, hairagami.

Ponieważ nie byłam zadowolona z usług Sprzedającego, u którego nabyłam to urządzenie nie będę podawać bezpośredniego kontaktu, poza tym podglądałam ich aukcję - nie mają ich obecnie na stanie.

Mój instruktażowy gif:
Efekt różni się od wszędobylskich "dunat-ów", którego btw. nie umiem sobie zainstalować:(
Można go podpiąć pod spodem (co u mnie nie wyszło), albo od góry. Na pewno też można zakamuflować te antenki, jakoś ładnie to tapirując, zasłaniając kwiatkiem, ale ja już nie kombinowałam, by było najprzejrzyściej, jak się da:))
Co myślicie? Hot, czy not?

eM.

***

Jakby ktoś jeszcze nie wiedział:
Ostatni tydzień rozdania
klik Tu

Zapraszam także na facebook BABSKIEJ PRZYSTANI
enjoy :)

czwartek, 9 sierpnia 2012

Pod lupą podkład Podkład Clinique Anti-Blemish Solutions

Witojcie:)
Do tej recenzji zbierałam się bardzo długo. Testy, przeprowadzałam na różnych kremach bazowych, z różnymi pudrami, w różnych warunkach pogodowych, tak by wiedzieć o czym Wam piszę.
Podczas tych ok. 4 miesięcy "testów" zużyłam prawie cały produkt i zdążyłam kupić kolejne opakowanie (w ciemniejszym kolorze na lato), co oznacza, że na liście ulubieńców nową pozycję zajmuje właśnie podkład Clinique Anti-Blemish Solutions.

Jak każda kobieta marzyłam o podkładzie idealnym, w marcu wspominałam Wam (TUTAJ) o tym, że zaczęłam wypróbowywać próbki kilku podkładów.
Przytoczę charakterystykę wg producenta:
Jest taki świeży, wygląda tak naturalnie. Niepowodujący podrażnień, beztłuszczowy podkład pomaga zwalczać niedoskonałości i neutralizuje zaczerwienienia. Skuteczne składniki niwelują istniejące zmiany trądzikowe i zapobiegają ich powstawaniu w przyszłości.
Typy skóry: 2 - Mieszana w stronę suchej
3 - Mieszana w stronę tłustej
4 - Tłusta lub bardzo tłusta
Formuła: Płynna
Krycie: Średnie
Właściwości: Maskuje i niweluje zmiany trądzikowe
Pojemność 30 ml
Cena: ok. 130 zł (Douglas)

***
Zdecydowałam się na kolor 03 - fresh neutral. (kolejno dokupiłam w okresie letnim, kiedy jestem opalona - 04 - fresh vanila). Doskonale stapiał się on z kolorem mojej skóry.
Jednorazowy wydatek większej sumy na podkład niemalże idealny to dobra inwestycja dla osób wymagających. Produktu używałam bite 4 miesiące, co daje średnio 30 parę złotych na miesiąc. Czyli taki średniopółkowy podkład drogeryjny.

Biorąc jednak pod uwagę, że nie jest to podkład tani trochę nieciekawie przedstawia się jego wizualna strona. Plastikowa butelka - fakt - łatwiej będzie rozciąć opakowanie, by wydostać resztki, jednak, gustowniej za 100 parę złotych móc cieszyć oko elegantszą buteleczką. To jest jednak kwestia sporna.
Dzióbek (aplikator) jak widać brudzi się niemiłosiernie, no ale chyba wolę to, niżeli zacinająca się pompka, którą trzeba oczyszczać, by wydostać produkt.
Zapach podkładu również może drażnić wyczulone nozdża. Ja wyczuwam zapach lekko alkoholowy (pewnie dzięki niemu buzia Nam się nie świeci)
Działanie:
W kwestii mego skromnego zdania nt. podkładu Clinique uważam, że produkt świetnie sprawdza się dla osób, które nadmiernie "świecą się" w strefie T, a także mają problemy z niedoskonałościami.
Osobiście posiadam cerę mieszaną i podkład doskonale spełnia swoje zadania - matuje (min. 6h, bez poprawek), jednocześnie nie wysusza, działa antybakteryjnie, nie podkreśla suchych skórek, nie zapycha i dodatkowo jest wydajny. Dzięki lekkiej konsystencji nie tworzy się tzw. efekt maski. Skóra okryta tym podkładem wydaje się być sprężysta, świeża i mam wrażenie, że moja buzia jest mi w końcu wdzięczna, że zamiast "ciężkich kamuflaży" wybrałam bardzo dobry produkt, kryjący, matujący, a jednocześnie dający naturalny efekt:)
Minusem bezapelacyjnie jest tutaj cena. Gdyby była ona o połowę niższa sądzę, że produkt miałby więcej zwolenniczek.

Reasumując - jako, że był to mój pierwszy podkład górnopółkowy (powyżej 100 zł) będę go darzyła zapewne sympatią i sentymentem, bo spełnił (i wciąż spełnia) moje wymogi i naprawdę "daje radę" przy praktycznie każdych warunkach pogodowych. Ze względu na cenę, a także na moje "babskie podejście" nie przestaję szukać dalej podkładu najlepszego na świecie, który będzie jakością dorównywać "antiblemiszowi", jednak cena będzie przyzwoitsza.
Ocena ogólna: 9/10

Jakie są Wasze ulubione podkłady? Może znacie coś, czego ja jeszcze nie znam i powinnam spróbować? Lista wypróbowanych podkładów przeze mnie jest baaaaaaaaardzo długa, więc chętnie poczytam, co polecacie Wy dziewczęta?
eM.

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

zakupiszony

Ach... weekend, weekend i po weekendzie. Te dwa dni to z jednej strony super naładowywacze baterii na nadchodzący tydzień, jednak chwila laby tak mnie rozleniwia, że nie wiem w co ręce włożyć, nie wspominając, że poniedziałki to mój znienawidzony dzień tygodnia. Chciałabym, by zmienił on nazwę na poniedzielnik i był ustawowo wolny od pracy- czy ktoś się ze mną zgadza? Może składając zbiorczy protest ktoś Nas wysłucha?

Dziś miała być recenzja, w toku także masa przygotowań moich kolejnych serii TOP FAJW z różnymi kosmetykami:) jednak, przyjemniej i szybciej będzie, gdy przyznam się do niusów, które pojawiły się w mojej kosmetyczce.

1. Ola, poza błyszczykiem, który pokazywałam Wam w ostatniej notce wysłała mi z UK dziwnie wyglądający tusz do rzęs L'Oreal - Telescopic Explosion. Nie widziałam go w żadnej ze stacjonarnych drogerii, to też tym bardziej chciałam ja wypróbować. (taki przewrotny klocek ze mnie, że im coś trudniej dostępne tym bardziej chcę to mieć). Nie wiem jak klaruje się cena tegoż ustrojstwa - a co wiem? 
Maskara wyróżnia się nietuzinkową szczoteczką, która ma pogrubiać i wydłużać rzęsy, a poprzez swój kształt ma dotrzeć do nawet najmniejszej rzęski, zapewniając spektakularny efekt. Yyy... no to chyba robię coś nie tak. Fakt - udało mi się pomalować rzęsy, te, które chyba nigdy nie "zasmakowały" tuszu - tuż przy kącikach - wewnętrznym i zewnętrznym, ale stosując ją do makijażu całego oka wyglądałam jakbym miała jedną grubą rzęsę. Wynalazek ten nie stanie się moim KWC, ale szczoteczka na bank się przyda!
Następnie, przy jednym z zamówień Oriflame wzięłam sobie na wypróbowanie liner w pisaku z kałamarzem. Ogólnie do niedawna byłam "niepełnosprawna kreskowo" i dzięki takim oto wynalazkom, a także pędzelkom krótkościętym i eyelinerom w żelu staram się rysować różnorakie krechy. Nie potrafię się posługiwać takimi linerami z cienkimi, miękkimi pędzelkami, zawsze umorusam nimi sobie coś, czego nie chcę, to też opcja w pisaku jest debeściarska! Mam też taki wyglądający jak typowy pisak z Ori i również nie mam mu nic do zarzucenia. Kreski mogą być grube, chude, w zależności od ułożenia. produkt kosztuje w granicy 15-20 zł (w zależności od promocji) jest czarno-czarny. Wg mnie warty uwagi.

 Inglot - świątynia grzechu, którą muszę omijać z daleka. Ale, że w lipcu nie udało mi się przejść tak zupełnie obojętnie mam nowy róż - z kolekcji hawajskiej. W rzeczywistości to zajebiaszczy pomarańcz, jednak na zdjęciu chyba ze wstydu się zaróżowił:/ Koszt niecałe 20 zł. Wydajny, dobrze napigmentowany, lubię to!
 Bazę pod cienie do powiek z Hean smyram już po denku, wiec zainwestowałam ok. 12 zł w nowinkę (dla mnie) od Essence. Baza pod cienie i korektor w jednym małym, poręcznym opakowku. Niestety, upały dają się we znaki, a ten produkt przy moich powiekach nie dał rady. Jako lekki korektor pod oczy, spoko, jako lekka baza na parę godzin, ujdzie, ale jednak gdy makijaż musi być na oku min. 8h essence I <3 Stage nie sprawdza się u mnie.
Oczywiście z tym kosmetykiem oraz resztą bandy zapoznajemy się dopiero przez parę tygodni, wszystko się może zmienić, jednak pierwsze wrażenie pozostanie.
 Także z Essence złapałam puder do rzęs - chciałoby się powiedzieć wtf? W plastikowym słoiczku zamknięty jest proszek (w dotyku przypomina mi szklaną watę - trochę szorstki). Po nałożeniu jednej warstwy tuszu na rzęsy nakładamy ten oto proszek (dołączoną szczoteczką), chwilę odczekujemy i nakładamy drugą warstwę tuszu - co ma Nam dać efekt pogrubionych rzęs, a także widowiskowego spojrzenia, a'la firanka sztucznych rzęs.
Gdyby nie to, że czasami pyłek unosi mi się wszędzie, pozostaje na nosie, pod oczami, to efekt mi się podoba. Moje rzęsy nie są sklejone, nabierają objętości. Nie jest to może bardzo widoczne, ale za cenę ok. 10-12 zł jestem zadowolona.
W Rossmannie (nadal obowiązuje) promocja na chusteczki do demakijażu Alterry - marki, słynącej z produkcji kosmetyków naturalnych, itp. Wstyd się przyznać, ale to mój pierwszy produkt z tej firmy. Na liście mam także zachwalane przez wiele z Was olejki, ale wsio w swoim czasie. Za 2,79 mamy 25 mocno wilgotnych (wręcz pieniących się) aloesowych, przyjemnie pachnących, bezalkohowoych;) chusteczek. Za tę cenę uważam jak najbardziej ok, makijażu pozbywam się z jedną chusteczką, jednak oczy zmywam osobnym mleczkiem, gdyż te chustki mają z tym problem. Wg mnie to fajna sprawa, w sam raz na wyjazdy, w podróży, nie tylko do demakijażu, ale dla odświeżenia np. na plaży. Za tę cenę? Nie ma co się zastanawiać.
Przy jakiś domowych zakupach w Superpharm skorzystałam z promocji i wzięłam krem do buzi HydraIn2 od Dermedic za 10 zł  (rzekomo jego cena wyjściowa to 39,90). Krem ma niesamowicie gładką konsystencję, ma za zadanie mocno nawilżyć buzię (i robi robotę), jest lepki, ciężki, dlatego stosuję go na noc. Rano twarz jest gładka, miękka, jędrna i nawilżona.
 Ostatnim już produktem jest termoochronny spray do włosów, który ma je chronić przed niebezpieczną suszarką, prostownicą i lokówką:) Za ok. 8 zł mamy 130 ml ładniepachnącego płynu. Na razie faza testowania nie pozwala napisać mi nic innego. A ponieważ skończył mi się dwufazowy płyn Welli być może ten produkt będzie jego godnym następcą?
Minusem dużym jak dla mnie jak na razie jest dostępność, o reszcie niebawem.

A czy Wy popełniłyście ostatnio jakieś zakupy? 
Ściskam.
eM.

środa, 1 sierpnia 2012

Złota piątka produktów do ust

Było o pięciu ulubionych lakierach? Czemu miałabym nie napisać Wam o ulubieńcach do ust.
Osobiście gust mój może niektórym wydać się spaczony, ale nie kryję się z tym. Kuszą mnie kolory prawie,że niewidoczne, transparentne, ale także dzikowściekłe, "oczojebne" (wybaczcie wulgarność) róże!

Parę tygodni temu w związku z wygodą zamieniłam swoją obszerną, wielgachną torbę (w której można było znaleźć wszystko), na poręczną, małą torebeczkę. Nie zmieniło to jednak faktu, że mieści mi do niej niesamowicie duuuuuużo rzeczy :) nie zdajecie sobie sprawy, jakież było moje zdziwienie, gdy będąc na działce chciałam sięgnąć po "coś do ust", a moja ręka wylosowała nie jeden produkt, nie dwa, a pięć różności, które ostatnimi czasy aplikuję na usta:))) tacy moi ulubieńcy, którzy zaraz po porannym makijażu lądowali właśnie w torebce. Stwierdziłam, że będzie to dobry temat do Naszych blogerskich "rozmów".
 
1. Pink me perfect - z serii Very Me z Orifame - niepozorny błyszczyk wyróżniający się tym, iż po aplikacji na ustach pozostawia Twój własny kolor różu - w moim przypadku żarówiasto różowiasty:)) Kolor utrzymuje się bardzo długo, oczywiście blaknie z upływem czasu, jednak spokojnie przez 8h Nasze usta mogą być różowawe. Aha, kolor jednak schodzi równomiernie. Po całym dniu usta są charakterystycznie obrysowane jakby różową pomadką (przynajmniej w moim przypadku).
2. Matowa pomadka Manhattan Soft Mat Lipcream w kolorze 56k - (ta co pomadek nie lubi) - mimo, że niby jest to pomadka, na ustach zachowuje się inaczej, pozostawia gładką powierzchnię "przykoloryzowanych ust. W moim przypadku sprawdza się doskonale, jednak, po czasie (ok. 3-h) "zważa się" na ustach, trzeba kontrolować jej stan, delikatnie też wysusza usta.
3. Pomadko-błyszczyk Celia w kolorze 603 (recenzja tu ---> KLIK). Świetnie mieni się na ustach, jest subtelna, delikatna, dająca efekt błyszczyka.


4. Błyszczyk Shine Attract Lip Gloss od Avon w kolorze Shinig Cherry - gęsty, lepki (podczas jazdy na rowerze muchy go uwielbiają), bezdrobinkowy typowy błyszczyk, pozostawiający na ustach efekt tzw. tafli, delikatnie daje kolor, ale przy moim kolorze ust jest raczej transparentny.

5. SuperStay Gloss 12h od Maybelline w kolorze 703 Golden Vibe -bardzo trwały, podwójny błyszczyk do ust, który stosunkowo długo pozostaje na ustach. Na początek nakłada się warstwę koloryzującą nr jeden na usta, która delikatnie zastyga, następnie zaś warstwę przeźroczystą, nabłyszczającą, dającą efekt tafli (w ciągu dnia także poprawki można robić tylko tą bezbarwną stroną). Ten wynalazek dostałam od Oli:*

A jakie są Wasze typy produktów do ust?
Ściskam
eM.

P.S.
No i przypominacze:

Rozdanie to klik Tu

Na facebooku BABSKIEJ PRZYSTANI możecie zobaczyć moje zabawy z kolorową bibułą:) 
enjoy :)