środa, 21 marca 2012

Moja WŁOSka historia cz. I - mycie

O nie, nie moje drogie. Moim wujkiem nie jest Mariano Italiano, nie mam włoskich korzeń. Ten jakże dwojako rozumiany tytuł będzie początkiem sagi o moich włosiętach. O kosmetykach, których używam, a także innych WŁOSkich akcesoriach.
Enjoy.
___

Część pierwsza tyczyć się będzie mycia włosów. Na pierwszy ogień idą szampony niebieskie.


Jak już wspominałam, przy zużyciach kosmetycznych ostatnich miesięcy  szampon tzw. niebieski ma przede wszystkim wypłukiwać żółtą poświatę z blond włosów. Powyżej szampon PRO SALON 500 ml, za ok. 10 zł, a w drugim narożniku Farouk BIOSILK - "szampon z niebieskim pigmentem do włosów blond" (ślicznie pachnący, nie plączący włosów) w regularnej cenie ok. 25 zł, za 350 ml.
Szczerze powiedziawszy nie odczuwałam większej różnicy przy ich używaniu. Każdy z nich spełniał tę podstawową rolę tzw. płukanki. Gdy nadarzy się jakaś mega promocja być może skuszę się na Biosilk ponownie, na razie jeszcze trochę mi go zostało. Jeśli jednak nie będzie takiej sposobności sięgnę po tańszą alternatywę, tj. Pro Salon, czy np. 500 ml szampon niebieski z atomizerem od Joanny, który również został przeze mnie zużyty i również był w porządku, za rozsądną cenę ok. 10 zł.
Nie wyobrażam sobie blondynki bez tego szamponu w łazience.




Drugie zestawienie z tzw. niższej półki. Nasza ukochana ZIAJA, szampon Intensywna odbudowa do włosów zniszczonych. 400 ml butelka za 5-6 zł. uważam, że to dobra inwestycja (ten akurat dostałam w prezencie - dzięki Olek :*). Wstyd się przyznać, ale to mój chyba pierwszy szampon z Ziai, (no chyba, że nie pamiętam dziecięcych lat) bo odkąd zaczęłam zarabiać własne pieniądze, dużą ich część przeznaczałam właśnie na kosmetyki do włosów.
Ziaja pozytywnie mnie zaskoczyła, bardzo ładnie pachnie, jest wydajna, zawiera ceramidy i przy regularnym zastosowaniu zapewne poprawia kondycję włosów. Ja niestety nie potrafię już myć głowy wciąż jednym szamponem, stąd tak wiele butelek w moim składziku.
Ta żółta butla to przelewany szampon jajeczny (ten zapach kojarzy mi się z dzieciństwem) - do włosów suchych i normalnych, chyba firmy Kallos, 500 ml, za ok, 10 zł.
Na moich włosach niestety się nie sprawdził, bo moje włosy nie są normalne, jak wiadomo, farbowane i szampon poza fajnym ajerkoniakowym zapachem tylko plącze i kołtuni moje włosy:/
Jeśli zaś, ktoś nie koloryzuje czupryny sądzę, że to dobre, tanie rozwiązanie, a i zdrowe, dla kondycji włosów, przy systematycznym używaniu.

Ostatni już produkt z serii "łatwiej dostępnych", przystępnych cenowo - mój ostatni zakup:

.


Szampon (na zdjęciu również z odżywką,  których będzie mowa w kolejnych częściach) CeCe SALON - z przeznaczeniem dla włosów po koloryzacji, ma przyczynić się do zatrzymania świeżego i intensywnego koloru. Używam go dopiero parę dni i poza ceną, która mnie skusiła (10 zł za 300 ml, jeszcze dostępny w SUPER PHARM) niezmiemsko pachnie czereśniami, nie plącze włosów, są gładkie i podatne na układanie.

___ 

Droższa półka produktów do mycia włosów z serii profesjonalnych, to ta, na której stoją te oto ustrojstwa:

 L`Oreal Professionnel, z serii Expert, Force Vector, to szampon do włosów kruchych, zniszczonych. Za 250 ml buteleczkę w salonie fryzjerskim płacimy ok. 50-60 zł, przy zakupach internetowych - połowę taniej.
Produkt ten przeznaczony jest do pielęgnacji włosów łamliwych, kruchych, uszkodzonych przez zabiegi fryzjerskie. Ponieważ moje "owłosienie" potrzebowało intensywnej odbudowy i regeneracji wzięłam ten szampon licząc na cud. Oczywiście wyszło jak zwykle. Po umyciu włosów miałam na głowie wieeeeeeeeeeeeelkiego kołtuna, żadna maska, odżywka nie pomagała, włosy przed suszeniem stawały się szorstkie, plątały się. Wypróbowała go także koleżanka, mająca również farbowane włosy, ale nie rozjaśniane - niestety efekt ten sam. Nie wiem co mam z robić pozostałością tego produktu i jakim włosom on pomaga. Ja się zawiodłam.

Na szczęście Force Vector, ma dobrego kuzyna - firma L'Oreal wypuściła serię Matrix, Color.smart, Protective Luminating System Shampoo - a tam mój ukochany, niezawodny od lat szampon do włosów koloryzowanych.


Szamponu używam od ok. ponad 5 lat (oczywiście nie tej jednej butelki:)) i nigdy mnie nie zawiódł. Bardzo przyjemnie, świeżo pachnie. Wygodny atomizer ułatwia dozowanie produktu i jest bardzo wydajny.
Ta 1500 ml przyjemność kosztuje obecnie ok. 80-120 zł - słyszałam, że mieli sporą podwyżkę cen, zamiana szat graficznych, etc, mam nadzieję, że nie zawartości.
Produkt przeznaczony jest do włosów farbowanych, ma włosy nawilżać i zapewniać im blask, chroniąc go jednocześnie zawartymi w nim filtrami UV.
Gdy zdradzę go z INNYMI zawsze z pokorą wracam, bo wiem, że krzywdy mi zrobi, a wręcz przeciwnie.

____

Ostatni już przedział włosowych środków czystości to zagraniczne dobrodziejstwa.


Szampony w kostce LUSH, to produkty osławione przede wszystkim dzięki YouTubowi - tak było u mnie, zapragnęłam go mieć, po wielu dobrych recenzjach. 
Po prawej stronie niebieski - Seanik - głęboko oczyszczający szampon z solą morską, o przyjemnym zapachu "jaśminu, mimozy i kwiatu pomarańczy". 

Produkt bardzo dobrze się pieni, lubię go stosować przy kuracjach z olejami, oliwkami. Jest wydajny, albo to tylko moje złudzenie, bo stosuję go średnio raz w tygodniu. 55g gramowa kostka kosztuje ok. 5 funtów.
Drugi, po "lewicy" to także LUSH - Ultimate Shine - i jak sama nazwa wskazuje nadaje włosom blask, nabłyszcza je. Lubię go używać, gdy mam jakąś imprezę, włosy bardzo fajnie się dzięki niemu wyglądają. Na co dzień jednak, go nie stosuję, bo mam wrażenie, że obciąża włosy. Zapach również jest przyjemny dla nozdrzy, generalnie te produkty z LUSH bosko pachną, niektóre z nich są całkowicie naturalne, inne trochę zmodyfikowane, ale jednak zapach, to coś co przyciąga do tej "mydlarni". Mądrzy ludzie piszą, iż "Zawarty w Ultimate Shine olejek ylang - ylang sprawia że włosy nabierają blasku, dodatkowo drobinki brokatu nabłyszczają włosy. Wyciąg z kwiatu fiołka działa kojąco na skórę głowy a pochodzący z Filipin olejek z żywicy elemi koi nerwy".

Szampony tego typu są fajną odskocznią dla tradycyjnych, butelkowych. Taką kostkę łatwiej zabrać w podróż, jest lżejsza, a stosowanie na wyjazdach wygodne (kupując 2 kostki w Lush, dostajemy w gratisie puszeczkę do przechowywania). W Polsce jedynym źródełkiem dostępowym są KOCHANI znajomi z Wielkiej Brytanii :), albo drożej - allegro. Czekam na moment, aż ktoś z polskich producentów, stworzy naszą polską kostkę:) Dla włosomaniaczek polecam choć raz spróbować.
 ___

Ostatnim produktem i jednym z moich najnowszych nabytków jest szampon australijskiej firmy Aussie. Aussie Take The Heat Shampoo to 300 ml szampon za ok. 30 zł, mający za zadanie chronić czupryny przed niszczącym działaniem wysokiej temperatury. Mój jest z wersji limitowanej, nie wiem, czym różni się od zwykłej. Obecnie, po kilkukrotnych testach mogę stwiedzić, że bardzo fajnie pachnie, świeżo (tak samo, jak maska Aussie 3 minute miracle - w tej wersji w fioletowym opakowaniu), nie plącze włosów, pozostawia na nich długotrwały, przyjemny zapach. Włosy gładko się rozczesują, stosuję go razem z maską 3 minute miracle - która dziwnym trafem nie pachnie tak samo jak ta z USA (nad czym mocno ubolewam, ale o tym w następnej części.

.

Jeśli "na sali" są WŁOSkie friki, lubiące jak ja testować i szukać swego KWC, mam nadzieję,że choć odrobinkę umiliłam Wam czas.

Zapraszam także niebawem do kolejnych WŁOSkich części o pielęgnacji, stylizacji, itp.

eM.

2 komentarze:

  1. Biosilka właśnie używam - ale białego i jestem bardzo zadowolona. Włosy się świetnie układają, ładnie wyglądają i są mięciutkie.
    Już od jakiegoś czasu zbieram się do zakupu kosmetyków LUSH'a. Chyba zacznę od tych szamponów w kostce :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szampon Matrix - mój ulubiony:)
    Szkoda, że po ponad rocznym, codziennym używaniu niebezpiecznie zbliża się dno 1,5 l. opakowania :(

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz, pamiętaj, że nie przejdę wobec niego obojętnie. Jeśli prowadzisz bloga na pewno Cię prędzej czy później odwiedzę.
Jeśli jednak chcesz zostawić tu reklamę, czy inny spam, to wiedz, że nie ujdzie Ci to na sucho! ;)
M.