piątek, 2 grudnia 2011

Home sweet home...

Gdy przypomnę sobie, że w grudniu 2010 roku moja sypialnia wyglądała tak...


...to łezka się w oku kręci.
Tony kurzu, cementu, gipsów, tynków i innych ustrojstw doprowadzało do szewskiej pasji...



Na szczęscie dzięki sprawnej ekipie, estetycznych szlifach, paru litrach farby, jeszcze większej ilości środków czystości, tuż przed świętami mogłam wprowadzić się do swego gniazdka i powolutku zacząć zabawę w urządzanie i dopieszczanie szczegółów.





Za parę dni minie rok, od momentu, gdy wkroczyłam w samodzielne życie, wiele rzeczy się pozmieniało. Ale najbardziej cieszącym faktem jest to, że to moje dwie własne, osobiste ręce włożyły wkład i trud w to, by zmienić poremontowy kąt w swą własną przystań... po części babską przystań.

Oczywiście nie mogę zapomnieć o wielu osobach, które się przyczyniły w urzeczywistnianiu mego "american dream", ale Ci co mają wiedzieć, na pewno zdają sobie sprawę, że BAAARDZO za wszystko im DZIĘKUJĘ ! :)


Czas przedświąteczny jest o tyle fajny, że można w niekoniecznie drogi sposób ślicznie przyozdobić, udekorować mieszkanko, tak by biło od niego ciepło, mimo np. zakręconych kaloryferów ;)

Ja osobiście uwielbiam ozdóbki, począwszy, od najdurniejszych łańcuchów, wazoniczków, grubaśnych Mikołajów, a skończywszy, na urodzajnych girlandach, brokatowych gwiazdach, czy też wypasionych choinkach.
W zeszłym roku miałam niewiele czasu, by na tip top wszędzie zamocować świąteczny akcent, tak więc mam nadzieję, że w tym roku postaram się bardziej.
Tak to się mniej więcej prezentowało:







Ostatnie zdjęcie przedstawia ŚNIEG/ZIMĘ  - jakby ktoś nie wiedział, nie pamiętał, wklejam fotkę :)

Zdaję sobie sprawę, że moje wnętrze nie prezentuje się jak z najnowszego katalogu "blekredwajtu", ale jest moje i mnie się podoba.

M. ofiarowała mi te śmiszne ubranka na krzesła - już nie mogę się doczekać, aż je wyciągnę
i przyodzieję je ponownie.
Do kompletu znalazłam w nowym minikatalogu Avon równie odjechane ubranko świąteczne na winko, a także rękawiczki na sztućce :) czyż nie sa słodkie?





Skuszę się chyba jednak tylko na "pokrowiec winnny", bo wg mnie 29,90 zł za tylko cztery sztuki "rękawiczek sztućcowych" to dosyć sporo...
Tym jakże optymistycznym akcentem kończę swój wywód, by w spokoju odliczać godziny do rozpoczęcia w pełni zasłużonego weekendu :)

eM.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz, pamiętaj, że nie przejdę wobec niego obojętnie. Jeśli prowadzisz bloga na pewno Cię prędzej czy później odwiedzę.
Jeśli jednak chcesz zostawić tu reklamę, czy inny spam, to wiedz, że nie ujdzie Ci to na sucho! ;)
M.