Ach... weekend, weekend i po weekendzie. Te dwa dni to z jednej strony super naładowywacze baterii na nadchodzący tydzień, jednak chwila laby tak mnie rozleniwia, że nie wiem w co ręce włożyć, nie wspominając, że poniedziałki to mój znienawidzony dzień tygodnia. Chciałabym, by zmienił on nazwę na poniedzielnik i był ustawowo wolny od pracy- czy ktoś się ze mną zgadza? Może składając zbiorczy protest ktoś Nas wysłucha?
Dziś miała być recenzja, w toku także masa przygotowań moich kolejnych serii TOP FAJW z różnymi kosmetykami:) jednak, przyjemniej i szybciej będzie, gdy przyznam się do niusów, które pojawiły się w mojej kosmetyczce.
1.
Ola, poza błyszczykiem, który pokazywałam Wam w ostatniej notce wysłała mi z UK dziwnie wyglądający tusz do rzęs L'Oreal - Telescopic Explosion. Nie widziałam go w żadnej ze stacjonarnych drogerii, to też tym bardziej chciałam ja wypróbować. (taki przewrotny klocek ze mnie, że im coś trudniej dostępne tym bardziej chcę to mieć). Nie wiem jak klaruje się cena tegoż ustrojstwa - a co wiem?
Maskara wyróżnia się nietuzinkową szczoteczką, która ma pogrubiać i wydłużać rzęsy, a poprzez swój kształt ma dotrzeć do nawet najmniejszej rzęski, zapewniając spektakularny efekt. Yyy... no to chyba robię coś nie tak. Fakt - udało mi się pomalować rzęsy, te, które chyba nigdy nie "zasmakowały" tuszu - tuż przy kącikach - wewnętrznym i zewnętrznym, ale stosując ją do makijażu całego oka wyglądałam jakbym miała jedną grubą rzęsę. Wynalazek ten nie stanie się moim KWC, ale szczoteczka na bank się przyda!

Następnie, przy jednym z zamówień Oriflame wzięłam sobie na wypróbowanie liner w pisaku z kałamarzem. Ogólnie do niedawna byłam "niepełnosprawna kreskowo" i dzięki takim oto wynalazkom, a także pędzelkom krótkościętym i eyelinerom w żelu staram się rysować różnorakie krechy. Nie potrafię się posługiwać takimi linerami z cienkimi, miękkimi pędzelkami, zawsze umorusam nimi sobie coś, czego nie chcę, to też opcja w pisaku jest debeściarska! Mam też taki wyglądający jak typowy pisak z Ori i również nie mam mu nic do zarzucenia. Kreski mogą być grube, chude, w zależności od ułożenia. produkt kosztuje w granicy 15-20 zł (w zależności od promocji) jest czarno-czarny. Wg mnie warty uwagi.

Inglot - świątynia grzechu, którą muszę omijać z daleka. Ale, że w lipcu nie udało mi się przejść tak zupełnie obojętnie mam nowy róż - z kolekcji hawajskiej. W rzeczywistości to zajebiaszczy pomarańcz, jednak na zdjęciu chyba ze wstydu się zaróżowił:/ Koszt niecałe 20 zł. Wydajny, dobrze napigmentowany, lubię to!
Bazę pod cienie do powiek z Hean smyram już po denku, wiec zainwestowałam ok. 12 zł w nowinkę (dla mnie) od Essence. Baza pod cienie i korektor w jednym małym, poręcznym opakowku. Niestety, upały dają się we znaki, a ten produkt przy moich powiekach nie dał rady. Jako lekki korektor pod oczy, spoko, jako lekka baza na parę godzin, ujdzie, ale jednak gdy makijaż musi być na oku min. 8h essence I <3 Stage nie sprawdza się u mnie.
Oczywiście z tym kosmetykiem oraz resztą bandy zapoznajemy się dopiero przez parę tygodni, wszystko się może zmienić, jednak pierwsze wrażenie pozostanie.
Także z Essence złapałam puder do rzęs - chciałoby się powiedzieć wtf? W plastikowym słoiczku zamknięty jest proszek (w dotyku przypomina mi szklaną watę - trochę szorstki). Po nałożeniu jednej warstwy tuszu na rzęsy nakładamy ten oto proszek (dołączoną szczoteczką), chwilę odczekujemy i nakładamy drugą warstwę tuszu - co ma Nam dać efekt pogrubionych rzęs, a także widowiskowego spojrzenia, a'la firanka sztucznych rzęs.
Gdyby nie to, że czasami pyłek unosi mi się wszędzie, pozostaje na nosie, pod oczami, to efekt mi się podoba. Moje rzęsy nie są sklejone, nabierają objętości. Nie jest to może bardzo widoczne, ale za cenę ok. 10-12 zł jestem zadowolona.
W Rossmannie (nadal obowiązuje) promocja na chusteczki do demakijażu Alterry - marki, słynącej z produkcji kosmetyków naturalnych, itp. Wstyd się przyznać, ale to mój pierwszy produkt z tej firmy. Na liście mam także zachwalane przez wiele z Was olejki, ale wsio w swoim czasie. Za 2,79 mamy 25 mocno wilgotnych (wręcz pieniących się) aloesowych, przyjemnie pachnących, bezalkohowoych;) chusteczek. Za tę cenę uważam jak najbardziej ok, makijażu pozbywam się z jedną chusteczką, jednak oczy zmywam osobnym mleczkiem, gdyż te chustki mają z tym problem. Wg mnie to fajna sprawa, w sam raz na wyjazdy, w podróży, nie tylko do demakijażu, ale dla odświeżenia np. na plaży. Za tę cenę? Nie ma co się zastanawiać.

Przy jakiś domowych zakupach w Superpharm skorzystałam z promocji i wzięłam krem do buzi HydraIn2 od Dermedic za 10 zł (rzekomo jego cena wyjściowa to 39,90). Krem ma niesamowicie gładką konsystencję, ma za zadanie mocno nawilżyć buzię (i robi robotę), jest lepki, ciężki, dlatego stosuję go na noc. Rano twarz jest gładka, miękka, jędrna i nawilżona.
Ostatnim już produktem jest termoochronny spray do włosów, który ma je chronić przed niebezpieczną suszarką, prostownicą i lokówką:) Za ok. 8 zł mamy 130 ml ładniepachnącego płynu. Na razie faza testowania nie pozwala napisać mi nic innego. A ponieważ skończył mi się dwufazowy płyn Welli być może ten produkt będzie jego godnym następcą?
Minusem dużym jak dla mnie jak na razie jest dostępność, o reszcie niebawem.
A czy Wy popełniłyście ostatnio jakieś zakupy?
Ściskam.
eM.