Luty zleciał mi niepostrzeżenie, a Wam? W tym miesiącu nie próżnowałam i zabrałam się za zużywanie masy kosmetyków, które piętrzą się na półkach. Od zawsze obiecuję sobie niechomikowanie, systematyczne zużywanie, jednak w praktyce różnie to bywa. Tym razem ulubieńcami miesiąca będą rzeczy, które jednocześnie "sięgnęły dna".
Mleczko do demakijażu Garnier Essentials - wersja z ekstraktem z róży (oraz zielona wersja - z winogronem) - to dla mnie niezawodny produkt do zmywania makijażu oczu. Nie zostawia "mgły" przed oczami, dokładnie zmywa oporne cienie, kredki, moje oczy nie są napuchnięte, podrażnione, nie szczypią mnie. Cena niewygórowana (ok. 10 zł). Zużyłam ok. 5 butli i na pewno wrócę do tego mleczka, gdy tylko będzie w dobrej promocji.
Krem pod oczy Clinique - All About Eyes, to kolejny produkt, do którego z miłą chęcią wracam. Dość gęsta, ale nie ciężka konsystencja bardzo dobrze nawilża moje podkuwki, krem łatwo się rozprowadza, nie podrażnia mojej wrażliwej skóry pod oczami, jest bardzo wydajny. Nie kupuję pełnowymiarowych opakowań (cena ok. 130-150 zł/15ml skutecznie odstrasza). Przedstawiona na zdjęciu 7 ml miniaturka (stanowiąca prawie połowę pełnowymiarowego słoiczka) wystarcza mi na ok. 3 miesiące.
Pędzel do podkładu Hakuro H50S - przeprosiłam się w lutym z "podkładowymi" hakuro-wcami, których porzuciłam na poczet Stippling brush z Real Techniques. Pomimo tego, że pędzel ten ma ok 2 lat, jest regularnie prany, wciąż "działa" jak powinien. Nie gubi włosia, jest przyjemny i miły w dotyku. Podkład rozprowadzony nim wygląda równie dobrze, co przy aplikacji RT. Po tych doświadczeniach stwierdzam, że zakup pędzli Hakuro, to była dobra inwestycja, której nie żałuję.
Koszt tego pędzla to obecnie ok. 26 zł.
Antyperspirant w kulce Balea o zapachu kokosa i brzoskwini - gdy tylko dostałam pakę od mojego "przemytnika" z niemieckiej drogerii DM zakochałam się w tym połączeniu zapachów. Było bardzo egzotycznie i odświeżająco. Z czasem jednak zapach stał się drażniący, być może za sprawą nadintensywności. Nie mniej, chronił przed "szkodliwymi woniami", dlatego też należy mu się miejsce na podium. W przyszłości jednak pozostanę przy antyperspirantach bezwonnych.
Cena tego produktu to ok. pół euro.
Cena tego produktu to ok. pół euro.
Ostatnim, lutowym umilaczem jest zapach do domu. Wosk Yankee Candle o zapachu czereśni. Dość intensywny zapach, ale nie męczący. Wyrazisty, lekko słodki, identycznie pachnący jak czereśniowy serek homogenizowany :) Zapach doskonale sprawdził się w domu, jak i w aucie. Wrócę do niego na bank! :) W lutym był to zapach miesiąca, więc jego cena wynosiła nieco ponad 5 zł.
I tak wyglądało moje najulubieńsze, lutowe towarzystwo, o którym chciałam Wam wspomnieć.
A jak było u Was? Co towarzyszyło Wam całe 28 lutowych dni?
A może znacie, któryś z zaprezentowanych przeze mnie produktów? Jakie macie o nich zdanie?
Do napisania w komentarzach.
Całusy.
MI TO MLECZKO Z GARNIERA ŹLE DZIAŁA NA OCZY, PODRAŻNIA.... szczypie.... mogę nim zmywać jedynie twarz bez oczu:)
OdpowiedzUsuńU mnie tez tak jest,tre i tre... 👎
UsuńU mnie na szczęście spisuje się bez zarzutu, zaś bielenda robi krzywdę :/
UsuńHakuro H50s uwielbiam i ja :-) A ten krem z Clinique chodzi za mną już strasznie długo...
OdpowiedzUsuńPołączenie kokosu i brzoskwini brzmi pysznie. Wolę antyperspiranty bezzapachowe, ale z chęcią przetestowałabym żel pod prysznic albo balsam do ciała o takim zapachu :)
OdpowiedzUsuńBlack Cherry to jeden z moich ulubionych wosków od YC:)
OdpowiedzUsuńU mnie zaraz po czarnym kokosie, czereśnia ;))
UsuńWłaśnie zastanawiam się nad tym pędzlem z Hakuro, mam taki z ecotools i nałożone nim podkłady średnio mi się podobają na twarzy... Zawsze mam wrażenie ,że podkład nałozony rękoma wygląda lepiej, ale nie cierpię tego,że zawsze muszę myć ręce po aplikacji podkładu. :D
OdpowiedzUsuńUpaćkane ręce po podkładzie i odciski palców, które "niechcący" pojawiają się wszędzie, to była moja zmora. Na szczęście pędzle uratowały mnie z opresji :))
Usuńświetny pedzel
OdpowiedzUsuńbardzo fajne kosmetyki no i wosk mmmm uwielbiam
Ten pędzel kupiłam siostrze i jest mega zadowolona! :)))
OdpowiedzUsuńA kusi mnie ten wosk :D
Ja też bardzo lubię pędzel do podkładu Hakuro, chociaż akurat ja mam H51, ale nie wiem, czym różni się od tego co pokazujesz, może wielkością :)
OdpowiedzUsuńLolu, h51 też jest w moich zbiorach - różni się wielkością, kolorem włosia, grubością trzonka. W aplikacji oba spisują się bez zarzutu. H51 mi wyłysiał, rozkleił się, po roku użytkowania, zaś h50s do dziś trzyma fason ;)
Usuńja jestem zakochana w moim h24 ;) a czereśnie też dorwałam, ale jeszcze nie miałam okazji palic, póki co w kominku pink sands ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńMam ten pędzel z Hakuro. Bardzo dobrze się sprawdza, zwłaszcza, że wcześniej nakładałam podkład palcami. Teraz widzę różnicę :)
OdpowiedzUsuńPędzelki Hakuro bardzo lubię, a ten jest moim ulubieńce do twarzy :)
OdpowiedzUsuńTen pędzel Hakuro mam i go uwielbiam!
OdpowiedzUsuńNa ten krem pod oczy poluję od dawna :) Ostatnio byłam w Douglasie z zamiarem kupienia go i nie było. Gdzie można dostać mniejsze niepełnowymiarowe opakowania? Również stacjonarnie czy kupujesz online? A ten pędzel bardzo lubię i używam non stop :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam H50S, jeżeli używam podkładu, to tylko z tym pędzelkiem :)
OdpowiedzUsuńteż postawiłam na ten osławiony pędzelek jakiś czas temu :) i jestem bardzo zadowolona
OdpowiedzUsuńu mnie było sporo nowości :) ale to chyba do paintpota z MAC wracam najczęściej, prawie codziennie w sumie
mnie również luty szybko zleciał, najpierw dwa tygodnie ferii, a potem to już z górki. nie miałam żadnego z tych kosmetyków :)
OdpowiedzUsuńClinique ten krem pod oczy tez mnie kusi ale właśnie to jest cena odstrasza troszke
OdpowiedzUsuńlubie ten zapach yc :)
OdpowiedzUsuńPędzel świetny:)
OdpowiedzUsuńZapach Black Cherry jest cudny :-)
OdpowiedzUsuń