wtorek, 31 stycznia 2012

31-wszy czy 13-sty?

Czekałam na ten moment z utęsknieniem, moment, kiedy zakończy się ten cholerny styczeń, jednak od samego rana mam dziwne wrażenie, że dziś jest pechowy trzynasty...
 
Od początku.
Uwielbiamł swój poranny rytuał, kiedy to mogę tworzyć na swej twarzy różne metamorfozy.
Zwykle, poza podkładem, korektorem, pudrem transparentnym, bazą pod cienie, nakładam moje ukochane cienie Naszej rodzimej marki Inglot, której to nie trzeba nikomu przedstawiać. :)
Zdarzenie, które miało dziś rano miejsce, spowodowało delikatnie mówiąc wQrzenie/rozpacz/szał? Spotkanie trzeciego stopnia z kaflem...Yyy...Słowami się tego nie da opisać, patrzcie same:


 Sprawozdanie niczym z Ostrego dyżuru:
3 „zgony” nie do odratowania, jeden poturbowaniec i jeden w drobnych kawałeczkach, być może „będzie żył”...Pozostała piątka (oczywiście tych rzadziej używanych, których mniej byłoby mi żal) czuje się dobrze, sytuacja opanowana.
W rozpaczy, żalu i inglotowskiej żałobie jeszcze przed pracą popędziłam do „Manu”, bo przecie na starą miłość najlepsza jest nowa. Musiałam ukoić swój ból... No ten zakup był nieunikniony, czym niby miałam się malować? No niech mnie ktoś rozgrzeszy, pliiiiis :P
Przy wejściu niefartem (dla mnie) jest olbrzyyyymi Rossmann, największy jaki widziałam na swe oczy. Trzy minuty i po robocie... Obowiązki kosemtykoholiczki. Same wiecie.
Muszę zweryfikować wychwalaną przez Agę oliwkę HIPP w jednym z jej filmików, a Rival de Loop – tygodniowa kuracja przeciwzmarszkowa w ampułkach, to oczywiście tak profilaktycznie, no promocja jest, to żal nie brać?!



W Inglocie zaś, szybko, żwawo i konkretnie (aż dziw, bo ekspedientki najchętniej zabrałyby mi całą pensję i naciągały na wszystkie grzeszne cienie, róże, bronzery itp...) wyszłam z „nowonarodzonymi” 351, 395 i 461...i... nowymi nabytkami 419 i 467 – typowa baba.

Od dawna miałam zamiar uzupełnić kolorystykę swych paletek, ale oczywiście, jako, że dziś jest zakręcony dzień zaginął mi w akcji mój BARDZO WAŻNY notesik, w którym to skrzętnie zapisywałam numerki cieni, które są mi niezbędne, a także masę innych list zakupów do realizacji w razie nagłego przypływu luźnej gotówki...Jak go nie znajdę to będzie źle :(

Chcąc jak najszybciej wydostać się z miejsca zakupowej rozpusty prawie biegłam do drzwi, a na trasie, niespodziewanie ... maciupkie stoisko czekoladowych nowości bodyszopowych, o których wspominała Wacia.
Musiałam... podotykać, użyć, obadać to i owo, aż nagle przypomniało mi się o wychwalanym zapachu mango. Powąchawszy żółty słoiczek, skusiłam się na lipbutter, a jako nagrodę „dzielnego klienta” dostałam próbeczki masła cze ko la do we go! Juppi!


A tak swoją drogą 65 zł za pełnowymiarowe masło do ciała to wg mnie bardzo dużo. Zdaję sobie sprawę, że jakość jest nieporównywalna, ale przy moim hojnym opatulaniu się balsamami, czy innymi mazidłami zużyłabym je zapewne tak samo szybko, jak szybko znikają pieniądze z mojego konta, podczas zakupów...Phi.

 ***

W najbliższym czasie i przy sprzyjającym świetle przybliżę poczytującym moją „inwalidzką” paletę oraz kolory, których używam najczęściej.

Na kolejne nieszczęście w tymże dniu wzięłam do pracy nową gazetkę Rossmanna...obawiam się, że „zaliczę go” po raz drugi. Nic, tylko się pochlastać. Wrr...

Dość ględzenia, musiałam się wygadać, wyspowiadać. Oczekuję rozgrzeszenia. J

Acha i sorry za co poniektóre zdjęcia, robione telefonem. Chciałam na świeżo zrelacjonować, zobrazować raczej swe frustracje.
 

Em.

piątek, 27 stycznia 2012

Zdrowa farba do włosów?

Dziś krótko, zwięźle i na temat, gdy już za parę chwil, za chwil parę rozpoczynam weekend.
 Ostatnimi czasy dookoła zrobiło się głośno wokół produktów EKO, bez parabenów, SLSów, wszystko naturalnie i zdrowo.
Mój stosunek do tego rodzaju wynalazków był zwykle ambiwalentny. Nie szukałam na siłę produktów EKO, bo wiem, że nasza przyjaźń nie trwałaby wiecznie.
Co począć...
Weźmy np. produkty do włosów – szampony, odżywki, maski, etc. Te, które nie mają w sobie choć odrobiny silikonów na moich MOCNO rozjaśnionych włosach się nie sprawdzą, wręcz przeciwnie, dadzą odwrotny efekt, bo niemożliwość rozczesania ich spowoduje nadmierne wypadanie włosów.
Wczoraj przez przypadek dowiedziałam się o farbie do włosów, bez amoniaku, parabenów, dostępnej tylko w aptekach.
Ponieważ raz w miesiącu męczę swoje włosy pokrywaniem odrostów,



 postanowiłam wypróbować nowość, która to jeszcze jest nieszkodliwa.


Naturalna Farba Color & Soin jest produktem francuskiej firmy, „wyprodukowana na bazie ekstraktów roślinnych, które nie niszczą włosów, nie powodują podrażnień i odczynów alergicznych skóry. W składzie nie ma szkodliwego amoniaku, rezorcyny i parabenu - dlatego ta farba może być również stosowana przez osoby ze skłonnościami do alergii, kobiety ciężarne i karmiące oraz osoby po chemioterapii”.


Sam fakt tego, że produkt dostępny jest tylko w aptekach (a produkty apteczne, z reguły są zdrowsze, niżeli drogeryjne) skusił mnie do tego stopnia, że jeszcze wczoraj wieczorem pognałam zakupić sobie ten o to produkt.
Cena waha się od 25,90 do 31 zł, w zależności od apteki.
Farby dostępne są w wielu wariantach kolorystycznych, samych „blondów” jest chyba z pięć odcieni, jest w czym wybierać. Mój strzał padł na odcień 10 N – platynowy blond.

Inne odcienie można podejrzeć na ich stronie internetowej. W aptekach dostępne są także „palety barw”, ale przy wyborze odpowiedniego odcienia radziłabym się zasugerować kolorem na pudełku.
 Zawartość pudełka:



Aplikacja bardzo fajna, uwielbiam farby, których nie trzeba rozrabiać w miseczkach i paćkać wszystko naokoło,a można dozować ją z wygodnej buteleczki. Konsystencja żelowa.



 Zapach mnie nie drażnił, był specyficzny, trudny do określenia.
Skóra głowy w trakcie farbowania jak i po nim, nie była podrażniona, co wcześniej niestety mi się przytrafiało. Delikatne szczypanie było odczuwalne w minimalnym stopniu.
 Do zestawu dołączony był balsam PO farbowaniu. Zawsze lubiłam tego typu produkty, bo włosy po nich były milusie i ładnie pachniały. Niestety nie tym razem.
Zapach ziołowy, nie zmiękczył włosów, być może w jakiś sposób je zregenerował, ale nie tak jak drogeryjne balsamy dołączane np. do Garnier-ów, czy Loreal-i.
 Efekt końcowy, w świetle dziennym, wieczorowym, z lampą i bez J



Moje pierwsze wrażenia są jak najbardziej pozytywne. Odrost został pokryty. Jest delikatnie rudawy, ale przy moim odcieniu włosów, jedynym „zbawcą” jest rozjaśniacz. Coś kosztem czegoś. Albo naturalnie, albo nieJ



Sądzę, że Color&Soin to produkt, który będę używać wymiennie, z zestawem farb Joanna, których używałam dotychczas.
Ciekawa jestem, jak taka ZDROWA farba wpłynie na stan moich włosów. Będę zapewne informować o tym na bieżąco.

Ogólna ocena produktu to 8/10.

Serdecznie polecam produkt osobom, które tak jak ja lubią domowe farbowanie i chciałyby odpocząć od amoniaków i innych „grzeszników”.




Udanego weekendu.

Em.


poniedziałek, 23 stycznia 2012

Sprawozdanie poweekendowe...

Miałam tyle planów, tyle sobie obiecywałam i wyszło z tego niewiele...a w sumie to nic...
Koniec zeszłego tygodnia, jak i weekend minął tak niepostrzeżenie, że nie zdążyłam odmeldować się w mej babskiej przystani, czego ogromnie żałuję. Zdążyłam jednak wszystko dokładnie obfotografować, by móc w telegraficznym skrócie nadrobić blogowe zaległości:) do dzieła więc:)



Weekend, a przede wszystkim sobota, to dla mnie ulubiony czas na sprzątanie. Może to głupie, ale lubię to robić i gdy jakieś "sprzątanko" mnie omija czuję niedosyt:)


Mój zestaw  "małego sprzątacza"                --->







Oficjalnie zakończyłam sezon świąteczny
i wszyściutkie grubaśne Mikołajki, bałwanki i tym podobne stworki zimują w piwnicy:)
Brokatowi oraz igłom z choinki mówię stanowczo NIE!
Tylko, jak teraz przystroić mieszkanko?
Na jajka to chyba troszkę za wcześnie, co?



Bijąc się z myślami, jakby zapełnić puste półki wynalazłam w sklepiku za "5 zł" filcowe serducha :)
A co, niech będzie WALENTYKOWO:)





Już mam problem jakież to w tym roku Walentynki wykombinować, przerobiłam już chyba wszystkie możliwe gadżety, pomysły, idee, nie chcę się dublować.
Z drugiej zaś strony to święto zakochanych, a my kochamy się zawsze, to może traktować ten dzień jak każdy inny?
Jakaś podpowiedź? <prosi> :)







***
Niedziela to również święto - święto leniuchowania, tak też właśnie ją celebrowałam :)
Na początek kosmetyczne "śniadanko" - żel effaclar na fejs, a potem cudnie pachnąca, nawilżająco - energetyzująca maseczka czekoladowa.
Na popitkę ćwiarteczka:D
Słaby żart, wiem...
W butli jest olej kokosowy, którym opatulam włosy, podobno świetnie je regeneruje, ja niestety nie odczułam jakiejś fantastycznej zmiany, czy choćby zmiękczenia włosów, po całodziennym trzymaniu olejowej maski głowie, wręcz przeciwnie włosy (rozjaśniane, któe posiadam) były tępe, nieprzyjemne w dotyku. Może mam zły olej?


Ach te włosy, to mój taki "cichy" bzik - kosmetyków do włosów mam chyba więcej niż do innych części ciała, twarzy, etc. Ale chyba każdy ma jakiegoś bzika:)
Wciąż szukam złotego środka, produktu, który byłby naturalny, a jednocześnie działał niczym "silikonowe bomby", jednocześnie zachęcał przystępną ceną, no
i był ogólnodostępny. Czy ja tak dużo wymagam?
Dość biadolenia. Czas złapać trochę mocy integrując się
z poduszką i kocykiem:)
Dobrej nocy.

Em.

czwartek, 19 stycznia 2012

Wyznania zakupoholiczki cz. 2

Dziś drugi z kolei post zakupowy, no minizakupowy:)


Zrobiłam sobie prezencik noworoczny i zamówiłam parę produktów - m. in. lakiery do paznokci oraz pomadki Sally Hansen i sypki brokat. Nigdy nie miałam do czynienia z pomadkami tej firmy, dlatego też chciałam spróbować co nieco:)) Im właśnie będzie poświęcony ten post.






Zoom na pomadki:


Kolory, na które się zdecydowałam, to 70 - Charmeuse - (marzył mi się taki krwisty MAT) oraz 40 Shantung (która miała być KORALOWA wg zdjęć).

Jak informuje Sprzedający: "Pomadki Moist & Matte to połączenie klasycznej matowej pomadki do ust ze składnikami nawilżającymi, które pielęgnują usta i nadają im aksamitnej gładkości. Formuła pomadki wzbogacona została w ekstrakty z czarnej porzeczki oraz witaminy, które odżywiają i nawilżają usta".

Bajer, który przykuł mój wzrok,(jak na gadżeciarę przystało)  to nietuzinkowy aplikator/dozownik - małe dziurki, przez które wychodzi produkt - wygląda fajnie, ale w użyciu już nie jest tak kolorowo.
Nie dość, że przy aplikacji na usta, nakrętka cała się "ufajda", to jeszcze przy ciemniejszym odcieniu aplikacja bezpośrednia jest niebezpieczna, trzeba się namęczyć, by precyzyjnie się umalować.
"Dzięki" tej formie aplikacji produkt jest bardziej wydajny (opakowanie zawiera 1.68 gr), może nam starczyć na dłużej, ale ja osobiście chyba żadnej pomadki nie zużyłam od początku do końca, toż to się przeteminuje:/

Sprzedawca także zapewnia, że trwałość produktu to ok. "5 godzin, kolor nie blaknie, "nie zjada się".  No way! Dobrze, że chociaż fajnie pachną :)
Acha, tak w ogóle skusiłam się na te szminki, bo wg opisu "są one zupełnie matowe"... Moje chyba nie...a  szkoda, bo na takich mi zależało.

Lubię markę Sally Hansen, za lakiery, produkty do stóp, dlatego nie chcę sobie psuć opinii i przemiliczę zatem Moist & Matte.

*Może ktoś coś wie na temat typowych matowych (matowo matowych:) pomadek :) Będę wdzięczna za znak.

Pośród łupów znalazł się także dwustronny pędzelek do brwi/linera marki Revlon, ale kwestię pędzli poruszę przy mych kolejnych wywodach.

Pozdrawiam

Em.

niedziela, 15 stycznia 2012

Leniwa niedziela

Uwielbiam tzw. leniwe niedziele, następujące po "intensywnej sobocie". Takie dni przeznaczam na nicnierobienie, bądź też zabawy w domowe spa.

Relaks buzi zapewniała mi maseczka - dziś na fejsie "tajski kwiat lotosu" Planet Spa z Avon-u. 

Produkt ma za zadanie głęboko oczyścić Nasze pory - te na twarzy:) Efekty zapewne nie będą widoczne po pierwszym użyciu, dlatego też od dziś rozpoczęłam testowanie.
Dodatkowym "bajerem", który w sumie najbardziej do mnie przemówił podczas zapoznawania się z ofertą katalogową, było to, że maska zmienia kolor po aplikacji.WoooW, z fioletowego na biały :|
W sumie rzeczy szału ni ma. Koszt 9,90 za 75 ml - przyzwoicie.

Kwiat Lotosu na wstępie mnie nie urzekł, lecz pielęgnacyjna seria do twarzy Planet Spa jest niczego sobie.
W swym kosmetycznym składziku posiadam:
- wygładzającą - ryż i sake - peel off (ulubiona :)
- odświeżającą - greckie morza - peel off
- maseczkę błotną, z minerałami z morza martwego, (absorbuje sebum, zmniejsza pory)
- kremowy peeling z białą herbatą nadający skórze promienności.

Jeśli chcemy zobaczyć rezultaty, to podstawą jest systematyczność (i kto to mówi?!). Maseczki tego typu, dobrze jest robić choćby dwa razy w tygodniu.


***

Uwieńczeniem błogiego lenistwa był smakowity, szybki posiłek. Mmm...


I tak, z uśmiechem na.... talerzu kończę niedzielę, tydzień i ten post.

xoxo

Em.

sobota, 14 stycznia 2012

Ups, I did it again...

Czy Wam także zdarza się czasem w ferworze zakupów stracić głowę?

Dopiero po jakimś czasie orientuję się, że zdublowałam jakiś kosmetyk, skrywany w "kosmetycznej spiżarce".



Jakże dziś wielkie było moje zdziwienie, gdy szukałam różowego lakieru na wieczorne PINK & BLACK PARTY, na które się wybieramy.


Niby takie same, a jednak każdy inny. Jeden tani, drugi droższy. Szybciej schnie, wolniej - staram się siebie jakoś usprawiedliwić, ale to chyba na nic:P

Różowym lakierom mówię dość. Chociaż do wakacji!

W ostatecznym losowaniu zdecydowałam się na żarówiasty SAFARI :) Oto efekt:



Udanego wieczoru życzę :)

Em.

środa, 11 stycznia 2012

Kulinaryjnie...

Dziś post dla smakoszy J
Szybkie danie, łatwe, smaczne, na ostro, dla zabieganych, lubiących ryż, warzywa i sery J

Acha - jeśli ktoś nie przepada za ryżem śmiało może go zastąpić dowolnym makaronem – przechodząc po kroku nr 1, do kroku nr 3.

Let's go !
***

Krok pierwszy – talerz, mój z drogocennej zastawy od projektanki I. Kea :D



Krok drugi – napełniamy talerz dowolną ilością wcześniej przygotowanego ryżu J


***Sposób na przyrządzenie smażonego ryżu z warzywami***

Składniki:

1 łyżka oliwy z oliwek (bądź innego tłuszczu)
pół cebuli
dla chętnych: czosnek, pieczarki, papryka, groszek – kto co lubi
ryż biały 50 – 70 gram
przyprawy

* Porcja jednoosobowa.

 Na patelnię z rozgrzaną oliwą (bądź innym tłuszczem) wrzucamy drobno posiekaną cebulkę, ja dodatkowo dla pogłębienia smaku dorzuciłam również drobniutko posiekane dwa ząbki czosnku oraz kawałek papryczki chilli. Gdy cebulka nabiera rumieńców dorzucamy odpowiednią ilość ryżu i prażymy go przez chwilę, nie dłużej niż 3 minuty. Po tym czasie zalewamy patelnię wcześniej zagotowaną wodą z czajnika, na mniej więcej 2-3 cm. (gdy woda całkowicie wyparuje, a ryż jest jeszcze za twardy dolewamy niewielką ilość wody). Dla urozmaicenia smaku dosypujemy ulubione przyprawy – u mnie znalazło się curry, kurkuma, pieprz, sos sojowy. Ryż biały przyrządza się ok. 12-15 min., brązowy zaś 25 - 30 min.



Krok trzeci – dla znudzonych potrawami mięsnymi smakowity ryż ozdabiamy dowolną ugotowaną mrożonką warzywną.
*Nie bez powodu brukselka została odsunięta na dalszy plan, niestety nie lubimy się.




Krok czwarty – uwieńczenie naszego dzieła – sosik – ponieważ nie ma mięsa, coś musi odpowiednio zaspokoić nasze kubki smakowe i nasycić żołądek – w moim przypadku jest to sos serowo – pieczarkowy.

***Sposób na przyrządzenie sosu serowo - pieczarkowego***

 Składniki:
Śmietana 30%
Ser pleśniowy Lazur
2-3 pieczarki

*Porcja dla 2-4 osób.

Do niewielkiego rondelka wlewamy śmietanę 30% przez chwilkę podgrzewamy na niewielkim ogniu. Następnie, wrzucamy pokrojony na mniejsze kawałki ser Lazur (pleśniowy śmierdziuch). Gdy sos nabierze jednolitej masy dorzucamy 2-3 średnie surowe pieczarki, mieszamy max 3 min. i voiléJ



Smacznego! :)
 

Em.

wtorek, 10 stycznia 2012

Wyznania zakupoholiczki cz. 1

Korzystając z weny na pisanie wyznam dziś także ostatnie zakupowe grzeszki, niewielkie, tyciutkie:)

Poza lakierami z Golden Rose, o których wspominałam jakiś czas temu nabyłam również wysławiany na YT puder prasowany SYNERGEN dostępny w drogerii Rossmann.

Antybakteryjny puder w kompakcie, ma zapobiegać byszczeniu się.
Skuszona promocją zainwestowałam sześć złociszy i testuję od paru dni.

O efektach mówić za wcześnie.

Na chwilę obecną jedynie przeszkadza mi brak lusterka.

Jeśli za tę cenę mogłabym mieć taką przysłowiową "puderniczkę" do torebki, która rzeczywiście będzie matowić me lico, to będę przeszczęsliwa:)



Kolejnym produktem,a raczej produktami, na który naciągnęłam sama siebie jest mini seria kosmetyków do włosów MACADAMIA.

Pierwszy raz usłyszałam o masce do włosów z tej serii u jutubowiczki RockGlamPrincess , potem parę słów napisała  Paulina o tutaj.
Ponieważ jedna z firm będąca dystrybutorem w/w kosmetyków mieści się w mym mieście postanowiłam przetestować na własnej skórze, a raczej włosach (na punkcie, których mam hopla, bzika, świra,itp., itd...) zainwestowałam dokładnie 35.01 zł, by zakupić mini zestaw, zawierający - 30 ml maskę do włosów, która przy moich długich, rozjaśnianych, bardzo rozjaśnianych włosach ma wystarczyć na 3-4 użycia, ma hery także zregenerować, nadać im blasku, a także co ciekawe skrócić czas suszenia włosów oraz 10 ml olejek,
mający za zadanie przywrócić połysk i nawilżenie włosów suchych i zniszczonych (czytaj -> moich włosów).
Co ciekawe produkty tej serii są wolne od parabenów, a składniki nie są pochodzenia zwierzęcego. Brzmi BARDZO interesująco. Jedyne co mnie odstrasza to cena pełnowymiarowych produktów [image: :(]

Przerobiłam już WIEEELE produktów do włosów, z każdej półki cenowej, m.in. Aussie, Biovax, CeCe, Joanna, Kallos, L'oreal, Lush, Ziaja itd., ale wciąż szukam złotego środka, który będzie mnie zadowalał względem efektów, a także będzie kusił ceną i dostępnością.

O pielęgnacji włosów na pewno zamieszczę oddzielny post, bo to mój fiź.

Jutro dzień pierwszy próby Macadamia, zobaczymy jak bardzo się zaprzyjaźnimy:)


Obiecuję już dziś nie "blogować" (:

Em.

To czy To - BAZY POD CIENIE

Hurra, udało się, spięłam się i przygotowałam W KOŃCU post kosmetyczny:)

Postanowiłam co jakiś czas zamieszczać porównanie dwóch produktów, dwóch różnorakich marek, ogólnodostępnych w PL.

Dziś przyszedł czas na bazy pod cienie.

Odkąd moje życie kosmetyczne stało się bujniejsze (jakkolwiek to nie brzmi:)) baza pod cienie jest nieodzownym produktem stosowanym przeze mnie na powieki.

Miałam, mam styczność z dwiema - marki Art Deco oraz Hean i  o nich chciałabym wspomnieć parę słów.




O firmach:

Firma Art Deco jest firmą niemiecką. W swej ofercie posiadają kosmetyki kolorowe oraz gadżety, akcesoria do makijażu. Ja w swej "kolekcji" posiadam jedynie bazę pod cienie, wysławianą pod niebiosa na urodowym You Tubie. Nie bez przyczyny... Ale o tym za chwilę...

"Fabryka kosmetyków HEAN to polski producent kosmetyków kolorowych i pielęgnacyjnych". Firma HEAN działa od ponad 30 lat, dostarczając "kosmetyki makijażowe i pielęgnacyjne do ponad 2000 sklepów kosmetycznych na terenie Polski i od kilkunastu lat utrzymuje się w gronie znaczących udziałowców w polskim rynku kosmetyków kolorowych".


***


Art Deco - na wizaz.pl piszą o niej: "Zapobiega zbijaniu się cieni w załamaniach powiek, sprawia, że stają się wodoodporne.
Cienie lepiej się rozprowadzają, mają intensywniejszy odcień i utrzymują się dłużej. Opuszkiem palca równomiernie nakładaj cienką warstwą na całą powiekę".
Pojemność: 5 ml

Skład: C11-13 Isoparaffin, Talc, Cera Microcristallina, Mica, PVP/Hexadecene Copolymer (VP/Hexadecene Copolymer), Polyethylene, Tocopheryl Acetate, Phenoxyethanol, Bisabolol, Methylparaben, Butylparaben, Ethylparaben, Propylparaben, Isobutylparaben, Propylene Glycol, BHT, Glyceryl Stearate, Ascorbyl Palmitate, Citric Acid, Parfum, Benzyl Benzoate, Linalool, Butylphenyl Methylpropional, Hexyl Cinnamal, Benzyl Salicylate, Hydroxycitronellal, CI77491 (Iron Oxides), CI77492 (Iron Oxides), CI77499 (Iron Oxides), CI77891 (Titanium Dioxide). (21.05.2011)
Hean - zdaniem producenta:
"...Utrwalająca i wygładzająca baza pod cienie prasowane i sypkie. Wzmacnia intensywność koloru, utrwala cienie i ułatwia ich aplikację. Nie pozostawia tłustego filmu".
Pojemność: 14g

Skład: C11-13 Isoparaffin, Talc (and) Triethoxycapryly lsilane, Ozokerite, VP/Hexadecene Copolymer, Mica, Polyethylene, Phenoxyethanol (and) Methyl paraben (and) Ethylparaben (and) Butylparaben (and) Propylparaben (and) Isobutylparaben, Isopropyl Mirystate, Limnanthes Alba (Meadowfoam) Seed Oil, Isohexadecane, VP/Eicosene Copolymer, Carthamus Tinctorius (Safflower) Seed Oil (and) Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil (and) Tocopheryl Acetate (and) Ascorbyl Palmitate (and) Linoleic Acid, Parfum, Benzyl Salicylate, Citronellol, Coumarin, Geraniol, [+/- Synthetic Fluorphlogopite, CI 77891, CI 45430:1, CI 77007, CI 77742] (17.05.2011)



***





Zdjęcie powyżej przedstawia jak obie bazy wyglądają na skórze.

***
Moje skromne zdanie:

Art Deco - po prawej - jest bazą perłową, jeśli ktoś lubi połysk, tzw. blink blink (jak ja:) będzie zadowolony z efektów.
Baza pachnie jak tanie perfumy dla facetów, jej specyficzny zapach zanika po nałożeniu na powiekę, nie jest uciążliwy.
Osobiście bazę stosowałam nie tylko pod cienie, ale i samą, by ożywić oko, nie mając czasu na pełen makijać - było OK. Wg mnie sprawdza się ona doskonale, w każdych warunkach, przy każdych cieniach, czy to takich za 2 zł, czy za 50 zł.
Cena to jeden z mankamentów - waha się ona od 22 do nawet 36 zł :/
W kwestii dostępności, można ją znaleźć w WYŻSZEJ cenie w Dougla'sach, albo w Internecie, o wiele taniej.
Moja baza wystarczyła mi na ok. 9 m-cy, przy codziennym użytkowaniu. Korzystałam z niej także męcząc makijażami najbliższych, koleżanki, toteż wybaczam jej szybkie zużycie.


Hean - na zdjęciu po lewej stronie - jak dla mnie ma konsystencję wazelinowatą, o ile istnieje takie słowo. Rozcierają się jak masełko, wg mnie zostawiają taką powłoczkę jakby ochronna pomadka do ust. Słoiczek jest duży, więc obawiam się, że produkt zdąży się zestarzeć, nim go skończę:/
Cena jest przystępna w granicy 10,50 - do 16 zł. W Łodzi należy jej szukać w punktach współpracujących z tą marką, czyli raczej małe osiedlowe drogerie, budki na rynku bałckim oraz barlickim.
Bazy tej używam od ok. 2,5 miesiąca, zużycia nie widać.
Jeśli chodzi o efekty, zauważyłam, że nie ze wszystkimi cieniami sobie radzi, niestety, niektóre cienie się ważą.

Reasumując mój wywód, nie zawsze tanie znaczy złe, lecz w tym przypadku okazało się odwrotnie.
Baza Hean nie jest dla mnie zadowalająca, nie sprawdza się na moich powiekach, niebawem zakończymy naszą "współpracę" i powrócę do Art Deco.
Lokując dwadzieścia parę złotych wiem, że przez cały dzień mój makijaż oka będzie wyglądał nienagannie, nie będę się denerwować, że coś mi spływa, źle wygląda. Art Deco wygrało pojedynek :)

Nie miałam styczności z bazami pod cienie innych marek, może ktoś zna tańszy odpowiednik mojego powiekowego ulubieńca?

Moja mini recenzja to mój debiut - następnym razem mam nadzieję pójdzie mi lepiej:)

Pozdrawiam

Em.

środa, 4 stycznia 2012

Kosmetyczności - Alternatywa dla pękających lakierów...

Jeszcze niedawno hitem sezonu dla dziewcząt lubiących nowatorskie pomysły na pazurkach, były tzw. pękacze, lakiery dające efekt łatek, popękanego lakieru na paznokciach. Dziś zaś chciałam przedstawić coś zupełnie nowego, według mniej jeszcze ciekawszego.
Lakiery MAGNETIC Nail Lacquer od GOLDEN ROSE to zupełna nowość, którą odkryłam dzięki M. :*




W Polsce mamy dostęp do dziewięciu kolorów:


* Zdjęcie robione telefonem, stąd słabasza jakość.
Ja swój odcień wybrałam w kolorze 03.

W pudełeczku znajduje się pełnowymiarowy, specjalny lakier oraz magnetyczna płytka, dzięki czemu możemy wyczarować trzy różne wzorki.


Jeśli chodzi o uzyskanie precyzyjnego efektu trzeba działać szybko. Ja dopiero się uczę, toteż efekt nie jest w pełni profesjonalny. Ale zacznijmy od początku...
1. Nakładamy na płytkę paznokcia, dość szybkimi ruchami warstwę lakieru (uprzednio można zastosować base coat, w niczym to nie wadzi, a efekt jest taki jak bez) - wszystko musi dziać się w błyskawicznym tempie!


2. Po zaaplikowaniu lakieru szybko bierzemy magnetyczną płytkę, wybieramy interesujący Nas wzorek i przykładamy ją do płytki pomalowanego paznokcia w odległości 3 mm, na 4-5 sekund.
Trzeba robić to baaardzo szybko, ale jednocześnie ostrożnie, bo mnie nie raz zdarzyło się dotknąć płytką paznokcia, co odbiło się na płytce, jak i na magnesie, przez co całą "operację" musiałam przeprowadzać od początku.

3. Rezultat widać na fotkach - wydaję mi się, że wygląda to o wiele lepiej, niżeli pękacze. Lakiery zawierają drobinki, toteż sprawdzą się w tegorocznym karnawale. Jeśli tylko ma się cierpliwość do takich rzeczy, to serdecznie polecam!
Acha, cena wacha się od 12,90 (tyle zapłaciłam ja) do 17,00 zł. Niektórzy sprzedawcy sprzedają osobno (O ZGROZO!) magnetyczne płytki, dlatego trzeba być czujnym.



Przy okazji zakupów nabyłam także dwa lakiery Golden Rose z serii MATTE, ale o tym innym razem:)




Mam nadzieję, że mój post będzie dla kogoś pomocny:)

Gorąco polecam !

Em.

poniedziałek, 2 stycznia 2012

2012 całusów w Nowym Roku

Witam w Nowym Roku, który mam nadzieję będzie dla każdego z Nas łaskawszy, bogatszy, piękniejszy, radośniejszy i lepszy od poprzedniego!

Mówi się, że jaki Sylwester, taki cały rok - wg mnie w każdym porzekadle jest ziarnko prawdy, toteż starałam się by Nasz "sylwestrowy bal" był udany i tak też było.


 


Domówkowe przyjęcia sylwestrowe mają niewątpliwie swój urok. Lubię spotykać się z ludźmi, z którymi nigdy się nie nudzę, a czas przelatuje w mgnieniu oka. U nas miał być wieczór gier planszowych, karaoke, tańce, hulanki i swawole... A nim się obejrzeliśmy była czwarta nad ranem :)

Menu również staraliśmy się dobrać tak, ażeby każdy znalazł coś dla siebie. Kolorowe kanapeczki, jarzynowa sałatka, sałatka gyros-owa, śledzik, ogóreczki na "przegrychę". Z ciepłych posiłków był barszczyk biały, czerwony, kotlecik, bigos, biała kiełbasa... Niby niewiele, a jednak wiele... teraz muszę znaleźć przepis na COŚ z sylwestrowych pozostałości.

Jeśli chodzi o postanowienia noworoczne, to tak jak widać na załączonym obrazku obiecuję sobie dawać i brać więcej uśmiechu, miłości, całusków, wszystko w tle uluionej muzyki muzyki.
Jeśli chodzi o marzenia chciałabym czworonożnego przyjaciela :)

W kwestii blogowych postanowień chciałabym sobie życzyć systematyczności, samozaparcia i więcej inwencji twórczej, ażeby moje wypociny dało się czytać. Zamierzam także zamieszczać więcej postów kosmetycznych, bo takie było początkowe założenie, gdy podjęłam decyzję o pisaniu tutaj. Mam także cichutką nadzieję, że do mojej przystani zacumuje wiele fajnych babek, z którymi będziemy mogły sobie plotkować.

Amen. :)

Em.